Prawie pięć lat temu zachwyciła mnie opowieść Katarzyny Majgier osadzona na przełomie XIX i XX wieku w Krakowie i jego okolicach. Wtedy niezwykle mi się podobała i teraz ponownie przepadłam w nakreślonym przez Autorkę świecie. Pozwalam sobie nawet wykorzystać niektóre sformułowania z tamtej recenzji, bo moja opinia na temat tej książki nadal jest bardzo entuzjastyczna.
Tu historia jest kobietą. Oczywiście występują w niej mężczyźni, ale to losy kobiet z przeróżnych środowisk, napotykających trudności i nieoczekiwane możliwości życiowej zmiany są sensem tej opowieści.
Chłopka, mieszczka, ziemianka, szlachcianka czy arystokratka. Dziewczynki od krów i panienki z pensji. Wykorzystywane przez właścicieli ziemskich podkuchenne i samodzielne, ambitne krawcowe. Nieładne ale posażne córki fabrykantów poślubione arystokratycznym utracjuszom z nazwiskiem i dworkiem. Wredne, stare damy przekonane o własnej wyższości wynikającej tylko z urodzenia. I wszędzie zakłamanie i hipokryzja. Niewygodnych prawd się nie widzi, wygodne iluzje się rozpowszechnia.
Zosia ucieka ze wsi po tym jak została wydalona ze służby z powodu ciąży. Ojcem dziecka jest panicz z dworu, wyrzuca dziewczynę jego matka, doskonale rozeznana w przyczynie sytuacji. Wszak sama zatrudnia i potem zwalnia kolejne ładne i zgrabne służące, których po pewnym czasie nie można trzymać, bo wstyd. Zosia ucieka do Krakowa, do kuzynki, która znalazłszy się kiedyś w podobnej sytuacji poradziła sobie i obecnie zupełnie nieźle jej się wiedzie.
To tylko jeden z wątków, i tylko pobieżne przedstawienie pierwszej z bohaterek historii…
A potem z różnych stron i rozmaitych sytuacjach poznajemy jeszcze wiele kobiet.
I tak, jak do szału doprowadzała mnie Eufemia, wielkopańskim lekceważeniem dla wszystkich ludzi, tak chyba jeszcze gorsza była Zosia, całkowicie wyzbyta już nawet nie ambicji, ale odrobiny instynktu samozachowawczego ukierunkowanego w chęć rozwoju. Bo nie mieć możliwości i nie znać przykładu to jedno, ale widzieć lepsze życie, mieć wsparcie i wzór, i trwać w zacofaniu z powodu przekonania o byciu głupim i nawet nie chcieć spróbować – to rzeczywiście skrajna głupota. Ale tu widać to wbijane przez pokolenia do głowy przekonanie o własnej niższości. Nie wiem, nie umiem, nie zasługuję ma nic lepszego. Na szczęście ograniczeń matki, nie powiela Klementyna, która wykorzystuje jak może trafiające się jej okazje….
Drażniąca jest Antonina, która mimo własnego przykładu samodzielności i wieloletniego prowadzenia biznesu, uważa że kobieta musi wyjść za mąż. Bo tak jest lepiej.
Za to ogromną moją sympatię budzi Frania, której udaje się brnąć przez trudne życie mimo permanentnego braku szczęścia w miłości… Ambicją, pracowitością i życzliwością zyskuje ona to, o czym lepiej urodzone ale gorzej ułożone, tylko marzą.
Mamy tu barwnie nakreślone postaci kobiet z różnych środowisk i uwikłanych w różne relacje i związki. A wszystko to w świecie pełnym zarówno potwornych facetów jak i przyzwoitych mężczyzn. I na tle młodopolskiego Krakowa. Wyspiański, Reymont i Zapolska tam zaglądają przez okna do domów kobiet z rodziny Nowakowskich i ich otoczenia. Rozwijający się przemysł, nowe możliwości pracy czy nauki dla dzieci. Nieszablonowe związki, nieoczywiste oceny.
Pięknie nakreślone jest tło, kulturowe i społeczne. Te powoli zachodzące zmiany, akceptowane bądź nie, tylko w zależności od tego kto je przynosi. Opór przed nimi wynikający z lęków i frustracji. Zakorzenienie w tradycji, nie dla jej uszanowania, tylko z powodu strachu przed nowym.
Chłopskie dzieci są zbyt tępe, żeby je uczyć. Nie są? To i tak nie uczyć, bo będą mądrzejsze od dzieci pani ze dworu. I od niej samej. Straszna logika. Dziewczynkom pisanie i czytanie niepotrzebne, bo one i tak tylko będą się domem i dziećmi zajmować.
Ale najgorsze jest to, że te wszystkie uprzedzenia funkcjonują nadal. Na nieco innym poziomie, ale wciąż… i nadal wiele z nich jest rozpowszechnianych i ugruntowywanych właśnie przez kobiety. Jak wtedy, 150 lat temu.
Autorka namalowała nam tu również realistyczne obrazy brzydkich zakamarków Krakowa, ale i mnogość kolorów i szaleństwo odpustowego jarmarku na Emausie. Wnętrza eleganckich domów i wilgotne nory w zapyziałych kamienicach. A zaraz potem przyroda wsi i zależność funkcjonowania chłopskich rodzin od zmienności pór roku.
Ubogie chaty, wokół złocące się pola, zieleń łąk i lasów. Przednówkowe błoto i zimno.
Te obrazy malujące się pod powiekami czytelnika są jedne jak Matejki, inne jak Wyspiańskiego.
Ach! No tylko czytać i się zachwycać!
I jaka piękna jest okładka tego wznowienia! Nie mogę się na nią napatrzeć.
Już czekam na odświeżenie tomu drugiego tej pięknej sagi pt. „Kuchennymi drzwiami. Światło i cień”. No i oczywiście najbardziej nie mogę się doczekać na tom trzeci, który wreszcie ujrzy światło dzienne! Przez te pięć lat wielokrotnie męczyłam Autorkę o niego i wreszcie będzie!
Polecam! Polecam! Polecam!
Tytuł: Gra pozorów
Cykl: Kuchennymi drzwiami
Autorka: Katarzyna Majgier
Wydawnictwo: Słowne
Moja ocena 9/10
Autorce i Wydawnictwu bardzo dziękuję za egzemplarz!