Z jednaj strony mam do wczesnych lat 90-tych sentyment (hmmm, jakiś człowiek był młodszy), z drugiej kojarzą mi się z tandentnymi bazarami na każdej ulicy, brudem na ulicach i ogólnym bałaganem w każdym obszarze życia, w szkołach, urzędach, firmach…. I cały ten galimatias znalazłam w „Kastorze”.
Zmiana milicji w policję poskutkowała głównie zmianą stosunku obywatela do funkcjonariuszy. Z szacunku zbudowanego na strachu, w pogardę zbudowaną na lekceważeniu. A przecież prawdziwy glina chce łapać bandytów niezależnie od tego, jakie literki są na drzwiach jego radiowozu.
W Kastorze mamy i takich prawdziwych gliniarzy, i znudzonych pracą i życiem esbeków, i przesuniętych z likwidowanych wydziałów frustratów, oraz podejrzanie nadgorliwych młodych.
Różne życiorysy, różne odnalezienie się jednostek w młodym kapitalizmie.
Pierwszoplanowy bohater, o niespotykanym imieniu i trudnymi historiami prywatnymi w tle, budzi sympatię. Jego współpracownicy różnie.
A sprawa, którą prowadzi komisarz, z każdą stroną jest coraz dziwniejsza. Zaczyna się od zaginięcia pewnego dojrzałego wiekiem dyrektora, zgłoszonego przez młodą i piękną panią dyrektorową. A potem jest już tylko ciekawiej. Zagadkowo popełnione morderstwo, niekonwencjonalne metody pracy policji.
A wraz z komisarzem spotykamy sympatyczną panią patolog, rozsądnego przełożonego, obrzydliwego współpracownika, niby nieźle rokującego młodego, no i przekrój półświatka oczywiście.
I ciekawie rozwijający się wątek osobisty komisarza. Zarówno ten obecny romansowy, w realu, jak i ten historyczny w sennych retrospektywach.
Ostry dosadny język, dobrze dobrane wątki i sceny, od salw śmiechu, do zaciśniętego gardła.
Porządny kryminał, pełnokrwiści bohaterowie, doskonałe tło.
Bardzo mi się podobało!
Tytuł: Kastor
Autor: Wojtek Miłoszewski
Wydawnictwo: WAB
Moja ocena: 9/10
PS. Warto sięgnąć po Inwazję i Farbę tego autora?
PS2. Zosi i Jasnej darować nie mogę!