Close

„Gołoborze” – Maciej Siembieda

Nagłówek na okładce najnowszej powieści Macieja Siembiedy pod tytułem „Gołoborze” głosi, że „To historia uszyta na podszewce ze zła”. Zło jest w człowieku, a człowiek jest ze zła. Potęga nienawiści kultywowanej i przekazywanej z pokolenia na pokolenie jest w tej historii silniejsza, niż miłość do ojczyzny, rodziny, kobiety. Nie można przed nią uciec. Nikt nie chce.

Nie mogę zebrać myśli po tej lekturze. Jest wstrząsająca. Poruszająco opowiedziana. I niestety okrutnie prawdziwa. Autor podkreślając swój osobisty i emocjonalny do niej stosunek, bez trudu wciągnął mnie w szpony opowieści o źle pojmowanym honorze, o zemście, i o milczeniu, które trzyma wszystkich w zaklętym kręgu wiecznych wrogów. Nie mogłam się wyrwać, nie mogłam przestać myśleć o tym, co złe w człowieku. 

Gdy skończyłam czytać, pierwszą moją myślą było „jak dobrze, że moja rodzina pochodzi z innego skrawka Polski”, ale przecież taka nienawiść może żyć wszędzie, takie piekło ludzie gotują sobie wzajemnie od wieków. Ten wycinek świętokrzyskiego tylko w specyficzny sposób zbiera mroczne uczucia, skupia jak w soczewce to, co złe w ludziach przecież wszędzie. Nienawiść dobrze kultywowana i podlewana krwią kolejnych ofiar, będzie się miała znakomicie niezależnie od miejsca i czasu.

Autor przedstawiając nienawiść jako najsilniejszą motywację życia powoduje, że czytelnik zaczyna ją rozumieć, usprawiedliwiać, uznawać jako, być może, słuszną. Bohaterowie „Gołoborza” przede wszystkim nienawidzą. Kanalizują tę negatywną emocję w ściśle określonym kierunku – „tych drugich”. I jeśli podpierają się słowami o patriotyzmie, honorze, a nawet miłości, to wszystkie te wartości i tak nikną i blakną. Podstawową wartością jest odpłacenie „tym drugim” za poniesione straty i zniewagi. Nawet jeżeli już dawno zatarły się w pamięci rzeczywiste zdarzenia, a w obliczu państwa i prawa (nawet nieudolnego i nieadekwatnego) winni ponieśli karę. Nigdy nie należy wybaczyć. Zawsze należy kultywować nienawiść. Nieść zemstę przez kolejne pokolenia.

Dla czytelnika historia dwóch rodzin ze świętokrzyskiej wioski zaczyna się w okresie Powstania Styczniowego, gdy członek jednej z nich doprowadza do okaleczenia przez carskich żołnierzy członka drugiego z rodów. Z chciwości. Z zazdrości. Z nienawiści. I gdyby to było takie proste, że jedni są patriotami, a drudzy wspierają zaborczych oprawców. Ale zemsta i nienawiść porzucają patriotyczne pobudki, gnieżdżą się we wsi, celem nienawiści jest po prostu inny człowiek, nie jego złe uczynki. Mamy tu konflikt starannie utrzymywany przez wieki i pokolenia. Tu na szczęśliwe zakończenie nie ma szans. I nikt go nie oczekuje. Władza i bogactwo mogą być dodatkiem do zemsty. Ale to zemsta sama w sobie jest celem.

Gdzieś w tle przewijają się zdarzenia wielkiej historii, jedna wojna, niepodległość, kolejna wojna, komunistyczne porządki w kraju, konflikty duże i małe, zmiany i przemiany. A przedstawiciele obu rodzin biorąc w nich udział i tak zawsze mają jeden cel. Nie chodzi o szczęście i lepszy byt. Żyje się tak, jak się żyło. Wszelaki postęp i zmiany, aprobuje lub nie, nikt za nimi nie goni. Za to zbrodnie i śmierć traktowane są jak wydarzenia życia codziennego. Wesele bez trupa, to nie wesele, a ewentualne spory rozwiązuje się niezwłocznie i ostatecznie. Honorowo, jeden na jeden. Nożem pod żebro.

Honor jest w Świętokrzyskiem pojęciem rozumianym specyficznie. Nie łączy się z odwagą, patriotyzmem, wysokimi standardami moralnymi. To poczucie wartości własnego rodu. I tyle. O to należy dbać, niezależnie od czynów przodków i pobratymców, i ich pobudek. Rodzina to świętość, a jej członków należy chronić i bronić. Nie wnikając, czy postąpili dobrze, co nimi kierowało, jakimi są ludźmi. 

Nieodparcie to rozumienie honoru kojarzy mi się z „mentalnością Kalego”.
I z wszelakimi podziałami maleńkimi i wielkimi, gdy komukolwiek jawią się jacyś „ci drudzy”. Zastanówcie się, jak łatwo się podzielić, jak łatwo wpaść w zaklęty krąg nienawiści i odwetu. Nie trzeba się mordować, wystarczy odmawiać praw, odsądzać od czci i wiary, różnić się na jakikolwiek temat.

Co jest wspaniałego w tej książce? Niezwykłe wplecenie legend i historii regionu. Diabły, czarownice, powstańcy i partyzanci. Przez wieki wplatające się w trwający nieustannie spór oparty na dumie i urażonym honorze, wywołującym nie mający końca ciąg odwetów. Tu nie ma szans na szczęśliwe zakończenie i nikt go nie oczekuje. Wyższe uczucia nie istnieją, a dobro jest pojęciem nieznanym.

Kielecka ziemia nasiąknięta jest w takim samym stopniu ludowymi wierzeniami, diabelskim nasieniem i wiedzą lokalnych wiedźm. Chrześcijaństwo jest tu tylko ozdobną pozłotą na wcześniejszych wierzeniach.  Ludzie chodzą do kościoła, głośno wyznając wiarę, ale nie uznają pojęcia wybaczenia czy miłosierdzia, a w zaciszach dusz i domów odprawiają rytuały podtrzymujące ich lokalny porządek rzeczy.

Bo Bóg jest daleko, a Diabeł zaraz obok, na Gołoborzu.

Znakomity jest jak zwykle język, jego bogactwo i zmienność. Mamy tu przekrój czasowy 150 lat, inaczej mówił Ślepy Tomasz, inaczej partyjnymi sloganami rzuca w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku Andrzej Kończak. Autor starannie różnicuje słownictwo, gramatykę, zasób słów w zależności od bohatera, z którego ust padają dane zdania. 

Bohaterowie mimo różnic, mają wspólną cechę. Umieją nienawidzić jak nikt inny. I czy to Cebrzyna, czy Kończak, czy spiskowanie, czy solo jeden na jednego, nie ma tu bohatera jednoznacznie dobrego. Chwilowe przejawy dążenia do normalności szybko są tłumione przez któregoś z krewniaków. Oni są wszyscy na podszewce ze zła.

Niewiele jest kobiet w tej historii, niektórych imion nawet nie poznajemy. Taka ich rola na świętokrzyskiej wsi. Mimo, że ich trzecioplanowe pojawienia się, dla zdarzeń w tej historii mają ogromne znaczenie, to nie zasługują na imię, są tylko przyczyną lub wsparciem w odwiecznym konflikcie. Dobra kobieta, albo głupia dziewka.

Klimatyczne i nastrojowe są opisy przyrody. Wilgotny mrok lasu. Świszczący, przenikający wiatr. Zmarznięty śnieg, lepkie błoto. Ostre krawędzie głazów gołoborza. Przyroda też jest tu bohaterką.

Nieoczekiwanie, jedyną postacią, której nie można zarzuć ani jednego złego czynu, jest niesłychanie ważna i jest to kobieta. Wiedźma Pężyrka. Wiedźma, bo wie, bo umie, bo leczy. Ma zdrowy rozsądek, którego brak mężczyznom, ma wiedzę o ziołach i ich działaniu, umie to wykorzystać, umie wyleczyć, wszyscy się jej boją, nikt nie spróbuje skrzywdzić, wszyscy szanują. Niestety nie próbowała wyplenić gołoborskiego zła. Bo wierzę, że w tej historii ona jedna mogłaby to uczynić. Ale jej diabelskie ziele było potrzebne. A gdyby nie było zła na gołoborzu, może i ono nigdy by już nie wyrosło?

No i uraczył nas autor mnóstwem powplatanych w losy tych dwóch rodzin prawdziwych historii z podnóża Gór Świętokrzyskich. Znów gdy człowiek czyta, myśli „to niemożliwe!”, a jednak. Siembieda fikcyjnym Cebrzynom i Kończakom włożył w głowy i domy prawdziwe zdarzenia. Splatanie faktów i fikcji w mistrzowski sposób to znak szczególny autora od lat.

Ta lektura wżarła się w serce.

To literatura, która zmusza do myślenia i odczuwania.

Nie czytałam w tym roku nic lepszego. I z pewnością nie przeczytam.

Tytuł: Gołoborze
Autor: Maciej Siembieda
Wydawnictwo: Znak
Moja ocena: 100/10
Data premiery 15.10.2025

Leave a Reply

Your email address will not be published.

© 2025 Co Aśka przeczytała... | WordPress Theme: Annina Free by CrestaProject.