Close

Co Aśka widziała… – Kreta 2020

Wakacje w czasach koronawirusa.

Wstęp:

Udaje nam się wyjeżdżać dwa albo trzy razy w roku. Wiosną i jesienią nastawiamy się na zwiedzanie, latem ma być gorąco, ciepła woda, piękny widok i odpoczynek.

Nie lubimy dużych hoteli z AI, stołówkami, basenami i animacjami. Sami organizujemy wszystko, bilety na samolot, wynajem samochodu, prywatny apartament, najlepiej w małej miejscowości. Unikamy skupisk ludzi i obleganych atrakcji turystycznych, nie musimy zobaczyć punktów z list „must see”. Zatem z takiego punktu widzenia i preferencji przedstawiam nasze wakacje.

Kreta 2020

Bilety lotnicze na Kretę kupiliśmy w grudniu 2019, o koronawirusie nikt wtedy nawet nie pomyślał. Kreta – bo gwarantowana pogoda, słońce, ciepłe morze, pyszne jedzenie. A do tego piękne widoki i może uda się zobaczyć coś ciekawego. Ma być mało ludzi, bo tak lubimy. Szybko zatem odpadły duże, zatłoczone, popularne miejscowości północnego wybrzeża. Po latach spędzania wakacji na chorwackim końcu świata, szukamy spokoju. Żaden hotel, żaden środek miasta. Ma być zadupie i piękny widok. Zea Waves Apartments spełnia wszystkie wymagania. Kastri/Keratokambos jest zadupiem absolutnym. Mapy google pokazują z Chanii 200 km, ponad 3 godziny jazdy.

W miarę rozkręcania się epidemii narastało coraz więcej lęków i obaw. Jednocześnie ponad cztery miesiące pracy zdalnej (czyli de facto pełnego uziemienia w domu) powodowały już nie chęć, ale wręcz konieczność wyjazdu. Więc żyliśmy w ciągłej huśtawce, chcemy jechać, ale czy to będzie możliwe? Najpierw poluzowanie zasad, wróciły loty, oznacza: dobra, lecimy. Potem im bliżej naszego terminu tym rosły zachorowania w Polsce i za tym lęk, czy Grecja się nie zamknie na Polaków. 

Na lotnisko wchodzą tylko podróżni, żadnych odprowadzających. W wejściu trzeba okazać bilet, kartę pokładową. Kamera termowizyjna, czujniki temperatury. Odprawa bagażu idzie bardzo szybko, otwarte było z osiem stanowisk. Bezpieczeństwo również ekspresowo. Na lotnisku wszyscy w maseczkach, ale już część maseczek pod nosami. W samolocie maski muszą być na twarzy cały czas, stewardesy jeżeli zauważą wystające nochale, zwracają uwagę. Lotnisko w Chanii, również pilnowanie masek, kontrola QR kodów, nieliczne sztuki kierowane na bok, na wymaz. Również niewiarygodnie szybka obsługa bagażu.

Podróż z lotniska w Chanii zajęła nam ponad 3 godziny, a ostatnie 15 kilometrów to nie jest droga dla osób cierpiących na chorobę lokomocyjną.

Ale te widoki!

Przejazd przez przedmieścia Chanii, Rethymnonu i Heraklionu utwierdza nas w przekonaniu dobrego wyboru. Nie dla nas ta strona wyspy. Co z tego, że na widocznych z drogi plażach ludzi jest niewielu. Ale to byłoby lato w mieście. A my chcemy ciszy i natury. 

Droga coraz węższa i bardziej kręta. Wskazania googla coraz dziwniejsze. Gdy zostaje 15 km a czas pół godziny…? no jest kręto. Jest.

Kastri/Keratokambos

W naszym Kastri/Keratokambos jest kilka tawern, dwa czy trzy sklepy. Chyba destynacja dla Greków bo innych języków nie słychać, a w weekend jednak dużo ludzi. W tygodniu opustoszało.

Covidowe obostrzenia są przestrzegane. Obsługa tawern na świeżym powietrzu jest w maseczkach. Ze sklepu bez maseczki wypraszają. Nie ma wyjątków, nie ma naciągania podkoszulki na dół twarzy. Ma być maseczka.

Plaże w wiosce.

Od zachodu zaczynając.

Między portem a kościołem. Szeroka, kamienista, z krótką płycizną w wodzie. Popularna w weekendy wśród zjeżdżających nad morze mieszkańców okolicy.

Za portem. Trudno to nawet nazwać plażą, niewielki, trójkątny skrawek wejścia do wody. Ale zawsze ktoś tam plażował, więc chyba atrakcyjny. Nie mam zdjęcia.

Wzdłuż drogi, przy supermarkecie Fajstos. Wąski pasek piasku z kamieniami, w wodzie piasek. Najpierw krótka głębina, potem 50 metrów płyciny 1 – 1,5 metra. Dość popularna, co oznacza kilka rodzin, w sumie do 30 osób na niej. Z niej korzystaliśmy, ale tylko jako kąpieliska, dom stoi obok, w nim zacieniony taras z obłędnym widokiem. Na plaży nie ma cienia.

W centrum Kastri, koło kawiarni. Najpopularniejsza, ludzie są na niej od rana do wieczora, kilka drzew generuje pożądany cień, kilka osób umocowuje parasole, ale nadal do władysławowskich jej wiele brakuje.

Plaże w okolicy.

Na zachód od Kastri

Plaża Skouros. Tablica „camping” oznacza, że na brzegu można biwakować, ale absolutnie brak tam jakiejkolwiek infrastruktury (prysznice, toalety). Co oznacza… no tak, w Grecji nie wolno wrzucać papieru toaletowego do ubikacji, ale nie ma zakazu porzucania go pod krzakami. Na szczęście miejsce (w tym sezonie) mało oblegane, na skraju plaży pod drzewami zaledwie kilka namiotów i niewielu ludzi. Ale i tak spacer ścieżką robi nieco zniechęcające (papier) wrażenie. Plaża kamienista, dość szeroka, z linią drzew więc jest cień. Atrakcyjna widokowo skałka przy brzegu.

Plaża Listis. Z wysokiego cypla należy zejść na plażę umiejscowioną między skałami. Obejrzeliśmy tylko z góry, bo nie było ochotnika na spacer dół – góra.

Na wschód od Keratokambos

Plaża Keratokambos przechodzi w Monompouka a następnie w Armenopetra. To 1,5 km plażowego ciągu spacerowego. Początkowo wąski pasek przy drodze następnie coraz szerszy, do kilkunastu metrów. Głównie kamienista, od dużych otoczaków do małych, przeplatana łachami piasku. Widowiskowy klif z piaskowca i skałki w wodzie przy brzegu. Cienia nie stwierdzono. I śladowe występowanie ludzi. Blisko Keratokambos jeszcze można się natknąć na lokalnych plażowiczów, potem pojedyncze jednostki.

Zea Waves Apartments

Znalezione na bookingu metodą, ma być widok na morze i mała wiocha. Ponieważ jedziemy w dwie rodziny, potrzebne są dwa apartamenty w jednym budynku. I są! Parter i piętro. Nowiusieńkie, czyste do szaleństwa, dobrze wyposażone, na powitanie oliwa, karafka raki i figi, a do tego ten widok!

Cudowna gospodyni, aż przesadnie dbająca o nas i o nasze zadowolenie. Ręczniki – zmiana na zawołanie, sprzątanie co dwa-trzy dni, zmiana pościeli co trzy. Mieliśmy apartament nr 5, trzyosobowy z widokiem na morze. Duży, zacieniony balkon to wspaniałe miejsce, zaczynałam tam dzień poranną kawą, jedliśmy tam śniadania, siedzieliśmy w dzień (między kąpielami – bo woda przed nosem, a na plaży nie ma ani cienia, ani leżaka, za to jest piach, palące słońce i wiatr) i spędzaliśmy cudowne wieczory, po powrocie z tawerny!

Widzieliśmy sprzątanie sąsiedniego apartamentu po gościach – pełne odkażanie! Czysto i bezpiecznie! Po prostu cud, miód i orzeszki!

Jeżeli nie lubicie wszystkiego, co uosabiają wakacje w hotelu AI, to Kastri, a w nim Zea Waves Apartments jest dla Was.

Tsoutsouros

Niedaleko, na zachód od Kastri znajduje się kolejna miejscowość, Tsoutsouros. Dużo  więcej apartamentowców, nawet niewielkie hotele, ale nadal nie ma tam tłumu turystów, nie ma co liczyć na wczasy w którymś z nich przez „biuro”. Samodzielnie, myślę bez problemów. Więcej pensjonatów, więcej sklepów, knajp i kawiarni. Większy port. Ludzi nadal mało.

Wycieczka na Wyspę Chrissi

Wycieczkowo ze względu na środek sezonu i spodziewany wszędzie wściekły tłum ludzi, początkowo nie planowaliśmy nic specjalnego. Dodatkowo nasze zadupie znajduje się na końcu naprawdę pokrętnej drogi. Plan był – odpoczywamy, nie bardzo zwiedzamy. Ale covid i wszechobecne medialne doniesienia „pusto na Krecie”, „nie ma turystów”, „nędzny sezon” spowodowały, że będąc w Ierapetrze na zakupach uwierzyliśmy w ten brak turystów, pustki wszędzie i ogólne „niedoludzie”. Zabukowaliśmy wycieczkę na Chrissi. I po kilku dniach tam popłynęliśmy. Jeszcze jadąc do portu przez myśl mi przeszło „jak nie ma wystarczająco ludzi to może odwołają albo przełożą”. Kretynka! Naiwniaczka!

Jeśli to tak wygląda w dobie covidu i social distance to ja nie chcę wiedzieć jak jest normalnie.

Statek pełen. Przy wejściu sprawdzają temperaturę, maski, proszą o ankietę.

Potem hulaj dusza, maski na brodę albo w ogóle giną… bufety sprzedają jedzenie więc wiadomo, żeby zjeść, trzeba maskę zdjąć. Ograniczenia idą w zapomnienie….

Na wysepce tłum ze statku kieruje się na Golden Beach, tam rozbija obozowiska i siedzi na kupie. W wodzie też masakra.

Plaża chyba ładna, ale jej nie widać bo tyle ludzi. W błękitnej wodzie biały piasek, prawie Karaiby. Tylko też nie widać. Bo tyle ludzi. Zdjęcia tego nie oddają, bo jak łatwo zgadnąć staram się robić zdjęcia temu, co mi się podoba, a nie temu co mnie odpycha.

Powrót zatłoczonym, praktycznie odmaseczkowionym stateczkiem. Pół bidy to co na wyspie, ta podróż odbiera Chrissi cały urok. Stres nie wart bajkowej wysepki. Nie chcę nawet zgadywać, jak to wygląda gdy jest normalny sezon i dużo turystów. Koszmar oraz horror!

Koniec z wiarą w wyludnione covidem atrakcje turystyczne. Jeździmy tylko samochodem (by łatwo uciec) i raczej po wiochach w okolicy. Nie ma jak dojechać, to i nie ma ludzi.

Wycieczka na plażę Matala

Miejsce znane z racji skały wznoszącej się ponad plażą, w której wydrążone już w czasach minojskich zostały dziesiątki dziur, zamieszkiwanych bądź wykorzystywanych przez wieki (Rzymski Cmentarz), a w których w latach 60-tych radośnie zamieszkali hippisi, przegnani następnie przez miejscowego biskupa.

Obecnie jaskinie zabezpieczone i udostępnione do zwiedzania, aczkolwiek w dobie epidemii zrezygnowaliśmy z włażenia do nich.

Plaża mocno kurortowa i zaludniona, parking zaraz przy niej więc łatwo osiągalna, co tłumaczy popularność. Knajpy i chińszczyźniany deptak obok.

Rzut oka na jaskinie i uciekliśmy.

Wąwóz i plaża Tripiti

Kilka kilometrów po szutrowej drodze, początkowo wspinającej się po zboczach wąwozu, następnie schodzącej serpentynami na jego dno, aby w końcowym odcinku efektownie przecisnąć się między pionowymi skałami.

Droga wymagająca, bo miejscami żwir osypuje się spod kół, mieliśmy samochód z automatyczną skrzynią biegów, co w takich warunkach utrudnia jazdę. Nie jest to trasa dla świeżego i tylko miejskiego kierowcy. Wiele podobnych dróg za nami, zdecydowanie ta poziomem stresu bije na głowę poprzednie. Ale widoki i wrażenia również. Wąwóz jest bardzo efektowny, głowa się kręci sama, a ochy i achy się wyrywają bezustannie. Po stromych skałach skaczą kozy, roślinność w zaniku, kamienie, skały i pionowo palące słońce. A! i brak zasięgu komórek.

Na końcu plaża. Praktycznie PUSTA.

Przy plaży, w cieniu tamaryszków, camping i tawerna. Mało obłożone. 

Przejazd przez góry Dikti.

Absolutnie niezwykłe doświadczenie. Z Kastri położonego na poziomie morza, droga na płaskowyż Lasithi przez Katofigi do Kaminaki, początkowo prowadzi wzdłuż wyschniętego koryta rzeki. Z pewnością w sezonie zimowo-wiosennym rwie tędy potężna ilość wody, bo nawet teraz robi wrażenie. Następnie wspina się kręto na 1248 metrów. Widoki gór są nie do opisania, zdjęcia nie mają szans oddać nawet ułamka tego piękna. To jest po prostu coś co trzeba zobaczyć na własne oczy! TOP3 kreteńskich wakacji!

Płaskowyż Lasithi

Otoczony wysokimi skalistymi i pustymi, szaro-żółtym stokami gór zaskakuje soczystą zielenią, uporządkowaniem pól i poletek. Rozbudowanym nawadnianiem. Kiedyś moc do czerpania wody dawały wiatraki, z których widokowo płaskowyż słynął. Obecnie po wiatrakach smętnie straszą resztki, gdzieniegdzie stoją pojedyncze całe, kilka ma nawet pełne skrzydła. Na wzgórzu, na północnym krańcu płaskowyżu znajduje się skansen-muzeum z wiatrakami, ale tam są to budowle kamienne, na samym płaskowyżu królują żelazne drapaki. Podobno ze względów turystyczno – widokowych mają zostać odrestaurowane.

Agios Nikolaos, Elounda, Plaka i Spinalonga.

Krótki spacer po Agios, które nie zachwyca, trochę kurortowe, bardziej po prostu miejskie. Elounda tylko przejazdem, gdyż część jest obmurowana – wielkie i podobno luksusowe hotele, druga część, miasteczkowa, bardzo zastawiona stoiskami z chińskimi pamiątkami, więc nawet nie stawaliśmy. W Place tylko krótki stop na zdjęcia Spinalongi. Nauczeni smutnym doświadczeniem statku na Chrissi z założenia zrezygnowaliśmy z płynięcia na Spinalongę. A nie ukrywam – to ona była jednym z moich kreteńskich marzeń (specjalnie miałam ze sobą czytnik z „Szeptami z Wyspy Samotności” Magdy Knedler – tu recenzja). Ale jeszcze tam kiedyś wrócę! Poza sezonem i specjalnie na tę wyspę.

Wąwóz Sarakinas

Kolejny fantastyczny twór natury. Z niełatwym dojazdem więc i niewielu chętnych. Atrakcyjny bo od parkingu kilka kroków i zaczynając od samego dołu docierasz dotąd, dokąd dasz radę. Jeden poprzestanie na ostatnim płaskim kawałku (a tam już fantastyczne wąskie przejście między pionowymi skałami), inny powłazi nieco wyżej po kamieniach i skałkach, najbardziej sprawny pójdzie jeszcze dalej i wyżej! Widoki znów ukręcają głowę a rześki strumień płynący dnem wąwozu zmusza miejscami do wejścia do wody, ale jest to przyjemny chłód a nie paraliżujący lód. Wyżej miniwodospady prowokują nawet do kąpieli. Jak ktoś lubi?zimną bieżącą wodę!

Naprawdę cudowne miejsce! I ludzi niewiele, początkowo wręcz byliśmy tam sami we dwójkę!

Architektura (i okolice) Krety.

Architektonicznie (nie mam na myśli turystycznie przygotowanych miejsc, a zwykłe wioski i miasteczka) na Krecie jest brzydko, domy niedokończone (tak, wiem, za niedokończony nie płaci się podatku, stąd te druty w górę – ohyda), porzucone w fazie budowy (już zniszczone i odrapane to co kiedyś zostało skończone, a górą straszą dziury nigdy nie wstawionych okien), puste betonowe szkieletory (kryzysowe). Te dokończone od Annasza do Kajfasza, beżowe, żółte, szarobure. Biało-niebieski grecki stereotyp praktycznie niewidoczny. O jakiejkolwiek spójności (chociażby chorwackiej – kamiennej, a o idealnej lanzarockiej nie wspominając) nie ma mowy. Rozwalające się płoty i zabudowania towarzyszące. Brud i bałagan. W porównaniu do Cypru – jak w tureckiej części. Śmieci walają się wszędzie, złom rozmaitych rozmiarów, zardzewiałe szczątki sprzętów budowlanych i domowych. Zbiorcze kubły stoją przy jezdniach, zawartość z nich się wysypuje. I śmierdzi. No niefajne wrażenie.

Zdjęć nie ma – bo nie robię temu, co mi się nie podoba. Ale zaznaczyć musiałam.

Jedzenie

A jedzenie w przeciwieństwie do architektury dobre! Stołowaliśmy się głównie w Tavernie Kriti, ale również w innych w Kastri i Keratokambos, raz pojechaliśmy w głąb wyspy do Kato Symi.

Tzatziki – w gęstym kremowym jogurcie, o konsystencji serka, a nie rzadkiego chłodnika co zdarza się u nas. Pyszne, z soczystym ogórkiem i wyraźnym, ale nie dominującym czosnkiem.

Dolmades – cudowne, miękkie liście winogron faszerowane ryżem. Charakterystyczny smak, absolutnie nie cierpki i włóknisty, jaki zdarzyło mi się kiedyś dostać w Warszawie.

Saganaki – ach! i och! Pyszności! Dla seromaniaków absolutne uzależnienie. Gdyby nie to, że szwy w ciuchach trzeszczą od myślenia o tym, jadłabym ten wspaniały smażony ser codziennie!

Talagani – owczy ser z grilla, wyraźniejszy smak, ale mniej serowo-ciągnąca struktura. Mój sprawiał wrażenie jakby po prostu był na tym grillu zbyt krótko i nie rozpłynął się odpowiednio

Ryby z grilla – fagri, labraks, dorada, barwena – każda inna, wszystkie cudowne, soczyste, ślina aż cieknie na wspomnienie!

Sałatka grecka – tu chyba nie ma co pisać, ser feta w niej jest kremowy i eksploduje smakiem w ustach (kupowany w pl w sklepie przeważnie suchy, kruchy i tylko słony), po prostu obłędna! Podawana w porcjach takich, że po całej nie da rady wstać. Braliśmy jedną na dwie osoby i też czasem było za dużo

Okra – chciałam spróbować okry, ale w tej postaci mnie nie zachwyciła. Ugotowana bardzo na miękko, w sosie ze świeżych, nieco cierpkich pomidorów i zbyt dużej ilości oliwy. Okra bez smaku, czuć kwaśność pomidora, ilość tłuszczu zabija wszystko.

Fasolka/groszek – niby przyrządzone podobnie jak okra ale dużo lepsze, groszek „czuć na zębie”, kwaśność pomidora łagodniejsza i sos dużo mniej tłusty. Pychota!

Fava – pasta z grochu – pasta a’la hummus, podawana z oliwą i drobno pokrojoną cebulką, pyszna ze świeżym pieczywem

Smażona cukinia – cieniutkie płatki cukinii opanierowane w mące i usmażone. Pyszne ale z pewnością nie jest to danie fit, pożarliśmy w takim tempie, że nie ma zdjęcia

Frytki z cukinii – jak wyżej tylko zamiast płatków, kształt frytek. Smak i fit jak wyżej

Faszerowane kwiaty cukinii – przepyszne, delikatne, farsz jak w dolmadach

Faszerowane pomidory – farsz ten sam, smak obłędny

Faszerowana papryka – tu farszem był ser, papryki z nim pieczone na grillu, w jednej tawernie pyszne, w drugiej niestety nie 🙁

Smażony bakłażan – centymetrowe plastry bakłażana, opanierowane w mące i usmażone. Niezbyt dobre a bardzo tłuste. (brak zdjęcia)

Krewetki z grilla – duże, tygrysie, w niektórych miejscach podawane oczyszczone i obrane z chitynek, gdzie indziej grillowane w skorupkach, wtedy trudno odchodzą od mięsa. Ale sam smak! Bo czy krewetka może być kiepska?

Kalmary smażone – popularne wszędzie panierowane kółka, miękkie i bardzo dobre (zdjęcia brak)

Kalmary z grilla – przepyszne! Niebo w gębie! Miękkie i z wyraźnym smakiem grilla! Cudo!

Spaghetti (z krewetkami, z owocami morza) – poprawne i smakowite, makaron nie rozgotowany, sosy z wyraźnymi smakami, małże i krewetki w wystarczającej ilości i dobrze przyrządzone.

Pizza – jak to pizza, cienkie ciasto więc na szczęście w kierunku włoskiej a nie amerykańskiej, sera nie żałowali, raczej zbyt wiele niż za mało.

Arbuz, melon, figi – na koniec posiłku podawane we wszystkich knajpach, wielkie kawałki arbuza, czasem melon i figi. Soczyste, świeże i zimne! Super!

Wino stołowe białe i czerwone – zaskakująco kiepskie. Białe pijalne tylko w postaci gemišta (z wodą gazowaną), czerwone niepijalne wcale (raz zamówione, nawet nie zostało wypite, raczej był problem – co z nim zrobić 🙁 )

Wino czerwone Liatiko z winiarni Toplou – dobre, cena jak na lokalne warunki wysoka (19 eur butelka), ale lekkie i zarazem smaczne. Podane w tawernie w Kato Symi. W sklepach w Kastri nieobecne

Raki – panom smakowała, paniom nie ?

Ogólnie wszystko pyszne! Świeże! I niesamowicie tanie! Najdroższe obiady dla trzech osób (3-4 mezze, 3 dania główne, piwo, wino, napój) rzadko przekraczały o włos 50 eur (już z wliczonym piwem, winem i sokami). Przeważnie około 40 eur. Jeżeli pizza to 3 pizze plus napoje nieco ponad 20 eur.

Jednocześnie zadziwiało smażenie w głębokim tłuszczu wszystkiego, Każdy rodzaj warzywa istnieje w wersji smażonej. Na surowo – pomidor i ogórek. Smażenina górą. Pysznie jest – ale niesamowicie tłusto!

Problem hydrauliczny 

To negatywna wisienka na torcie psująca odbiór całego urlopu. Ten nieszczęsny zakaz wrzucania papieru toaletowego do kanalizacji. Obrzydliwe kubełki łazienkowe. Ohyda skutecznie powodująca „stres toaletowy”. Tak wiem, tak jest podobno na całych Bałkanach i śródziemnomorzu (przez 20 lat wakacji w Chorwacji, a także na Sycylii, Malcie, Cyprze czy Kanarach (wiem, to nie Śródziemne, ale jednak zbliżone) nigdzie tego nie zauważyłam – więc niezupełnie), ale nadal nie zmienia to faktu, że to obrzydliwie oraz durne, w skali czasu i obszaru występowania (przez 100 lat, w kilkunastu krajach, nikt nie wpadł na to, żeby zmienić przekrój rur odpływowych?).
Cytat z autobiografii Joanny Chmielewskiej na ten temat idealnie obrazuje problem:

„Pierwszy sygnał pojawił mi się już przed laty, w Bułgarii. Nie ma sposobu wyjaśnić pewnych rzeczy na przykład krowie i tak samo nie wyjaśni się ludziom, czego nie należy wrzucać do sedesu. Owe rzekomo zbyt małe przekroje rur kanalizacyjnych osobiście uważam za kretyństwo przygnębiające, jeżeli okazały się zbyt małe, czemuż ich, do wszystkich diabłów, nie zmienili? Po cholerę ciągle robili takie same, powtarzając błąd w nowym budownictwie? Słowa prawdy w tym nie ma, rury mieli normalne, ale naród mógłby tam wrzucać wszystko, od kości z tej rąbanki poczynając, a na połamanej szafie kończąc, i co by z tego wynikło? Same kłopoty!”
(Joanna Chmielewska. „Autobiografia. Tom 4. Trzecia młodość. Wydawnictwo Vers, Warszawa 1994).

Podsumowując:

Plusy:

+ Pogoda – upał i temperatura wody cudowna! 

+ Nasz apartament: cud, miód i same superlatywy. Nowiusieńki, czyściusieńki, cudowna przemiła gospodyni, genialne położenie i oszałamiający widok z tarasu!

+ Brak ludzi w naszej wiosce (covid covidem, nasza wiocha chyba dużo bardziej zatłoczona nie ma szans być, ze względu na położenie i dojazd), oprócz wyspy Chrissi i Agios Nikolaos, świadomie nie pojechaliśmy do żadnego z popularnych turystycznie miejsc.

+ Jedzenie – bardzo smaczne, aczkolwiek w dużej części smażone i tłuste, w tawernach w naszej wsi niezwykle tanio.

+ Krajobrazy naturalne – przepiękne widoki gór i morza! Obłędne kaniony! Natura na Krecie jest oszałamiająco piękna!

+ Brak owadów: os, komarów i much, można jeść, pić siedzieć wieczorami, nic nie lata, nie gryzie, nie dręczy.

Minusy:

Architektura.

Wszechobecny bałagan.

Papier toaletowy.

Punkt trzeci minusów zabija wszystko inne.

Przykro mi Kreto. Może kiedyś wrócę ale na razie tego nie planuję. Jeszcze niedawno myślałam o planowym odwiedzaniu kolejnych greckich wysp. Problem toaletowy skutecznie przesuwa greckie destynacje na koniec ewentualnej wakacyjnej kolejki. Raczej kolejna z Wysp Kanaryjskich…

Choć dziś tęskniliśmy do Kastri bardzo! Ta cudowna ciepła woda i to pyszne jedzenie!

Dziękuję tym co dotrwali do końca! Jeżeli macie jakieś uwagi, pytania, piszcie w komentarzach! Zapraszam!

Leave a Reply

Your email address will not be published.

© 2024 Co Aśka przeczytała... | WordPress Theme: Annina Free by CrestaProject.