W 2014 rzuciłam się na niesłychanie reklamowane „Wszystko, co lśni” Eleanor Catton (Man Booker Prize 2013) i potężnie się rozczarowałam. Gdy niedługo później czytelniczy świat piał z zachwytu nad „Szczygłem” (Pulitzer 2014) dośpiewałam sobie, że będzie tak samo. Zatem odpuściłam.
Kilka lat minęło, w związku z zapowiadaną ekranizacją „Szczygieł” znowu stał się trochę widoczny w mediach i książkoświecie, zatem postanowiłam, że spróbuję.
Jestem jednak prostym człowiekiem, czytam dla rozrywki, przyjemności, odpoczynku, wiedzy o miejscach i przedmiotach. Ale nie znoszę filozoficznych roztrząsań, rozbierania na drobne potencjalnych przeżyć, wydłubywania z oka, serca (a i mniej eleganckich miejsc) ziarenek szkła, piasku, groszku, które kogoś tam uwierają w jestestwo.
Historia Theo Deckera mnie wciągnęła. Jego dramatyczna utrata matki, dziwna opieka rodziny kolegi, beznadziejne życie u nieodpowiedzialnego ojca. Prawie wszystko co złe, dotknęło tego dzieciaka. I czasem wpadał w odmęty, a czasem odbijał się od dna i wyglądało, że uda mu się poukładać mały świat wokół siebie. Trauma, tęsknota za matką, niespełniona szczenięca miłość, nieoczekiwana dobra-zła przyjaźń z takim samym nastoletnim wyrzutkiem, alkoholizm, narkomania – nic mu nie było oszczędzone. A gdy po tym szaleństwie osiadł, ochłonął, znalazł dom, to gdzieś w nim, i wokół niego, szaleje tornado świata, i wir czasem tylko zahacza, a zdarza się, że wciąga. I nie wiadomo, czy i w jakim stanie wypluje.
Niezwykła opowieść wciągnęła mnie bez reszty. Przeżywałam wszystko z Theo, zaciskając pięści, wzdychając, złoszcząc bądź rozczulając. Oglądałam obrazy w necie, rozkoszowałam się opisami mebli i technik ich renowacji. Chciałam pojechać do Amsterdamu w grudniu…
No po prostu czysta przyjemność z czytania wciągającej książki. Napisanej obrazowym językiem, pełnej niezwykłych bohaterów, poplątanych historii, zaskakujących zwrotów akcji. Z pewnością nie była to książka nudna.
I tylko sama końcówka, ostatnie 3% odebrało mi przyjemność tej lektury. Ten namolny filozoficzny (a może narkotyczny?) bełkot. To drążenie dziury w całym i tłumaczenie tępemu czytelnikowi, jak to dramat życia Theo, jest odwzorowaniem tytułowego obrazu. I my wszyscy też szarpiemy się na łańcuszkach naszych małych światów. Ech, gdyby tak nie było VIII podrozdziału w rozdziale 12.
Bardzo, bardzo te kilka ostatnich stron zepsuło moją opinię o tej książce. Jednak wielka literatura nie dla mnie. A już myślałam, że zmądrzałam.
Adaś! Dzięki za książkę!
Tytuł: Szczygieł
Autor: Donna Tartt
Tłumacz: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: Znak
Moja ocena: 5/10 (no przez ten koniec nie dam rady więcej)
kurczę, czytałam ją kilka lat temu i już naprawdę więcej nie pamiętam ponadto, że byłam książką mocno zachwycona! Może dlatego lubię wygrzebać groszek z oka, by mniej uwierał w jestestwo 😀
? ja po prostu nie lubię filozoficzno -psychologicznych (a nawet psychodelicznych) roztrząsań o niczym – a ta końcówka nie ma żadnej treści – tylko takie bla bla bla…