Po raz kolejny czapki z głów przed panią Dagmarą Andryką. Następny znakomity kryminał z plejadą podejrzanych, motywów, możliwości i tajemnicą sprzed lat.
Opowieść o tym, jak niektórym wyjście z trudnego dzieciństwa się udało, inni pozostali skrzywieni, jeszcze inni skrzywili się bardziej.
Jak przypadkowe zdarzenie może uruchomić lawinę zbrodni, otworzyć wydawałoby się dawno zamknięte drzwi.
Po raz kolejny Marta Witecka prowadzi śledztwo. Tym razem prawie konkurencyjnie do policji. I w tej konkurencji tak naprawdę wygrywa. Ma inne informacje ale też i inne środki, i możliwości. Ale i w innym miejscu splotu wydarzeń się znalazła. Znów strach jej też zagląda w oczy.
Migają w tle Mille i znajomi stamtąd, fajne tło obyczajowe dla kryminalnego pierwszego planu tym razem rozrzuconego po całej Polsce.
Co jest jeszcze świetnego w twórczości pani Dagmary? To kryminały. Bez sensacji (zabili go i uciekł) oraz bez polityki (żadnej, ani mru mru na ten temat). Sama zagadka, trupy, motywy, tajemnice! Bardzo mi się podobało! I czekam na kolejne śledztwo Marty.
Eeee, w liczbie mnogiej czekam, na śledztwa!
Książka stanowi 2 tom cyklu o Marcie Witeckiej.