Kiedy byłam dzieckiem wyłam na cały głos „gdzieeeeeeeś jeeeeest lecz nie wiaaaaadoooomooo gdzieeee…” co chyba wyrażało uwielbienie, z tym, że zapewne bardziej do utworu, niż wykonawcy.
Gdy byłam nastolatką, Wodecki w makabrycznej muszce i przyciemnianych okularach, z Koncertu Życzeń z telewizora, był synonimem nudnej muzyki dla starych pryków.
A potem ja dorastałam, a niezauważenie melodyjność Jego piosenek, skala głosu, multiinstrumentalizm wzbudziły sympatię, podziw, szczery zachwyt.
Do tego coraz szerzej prezentowana osobowość, dowcip, dystans do siebie (plereza! kupiłam to określenie i wykorzystuję na szaloną burzę loków córki). Nie dało się Go nie lubić.
Ta książka pokazuje, i te jego strony, które chciał, nam, widzom, słuchaczom prezentować, ale i niektóre te, które skrzętnie skrywał.
Wybitnie utalentowany muzycznie ale i z nietypowym jak na muzyka klasycznego zapotrzebowaniem na indywidualny sukces, poklask, akceptację u odbiorcy. Rozdarty między muzyką klasyczną a rozrywkową. Niepewny czy lepiej grać w tle Demarczyk, czy śpiewać samemu na froncie.
Niespokojny duch w nieprawdopodobnym znaczeniu tego pojęcia. Nieustannie w drodze, nieustannie w pracy. Głodny sukcesu i pieniędzy. Jednocześnie wydający lekką ręką i gotowy do dobroczynności i pomagania potrzebującym. Czekający na aplauz ale nie bardzo umiejący pławić się w sławie i napawać jej dowodami.
Z pewnością trudny w domu i na polu rodzinnym, bo właśnie albo nieobecny, albo w pędzie. I z ogromną miłością wspominający żonę, dzieci, wnuki, z szacunkiem ojca, z uczuciem matkę.
Wielki muzyk, który nie umiał chyba o nikim mówić źle, ze stron tej książki płyną tylko dobre słowa o kolegach i koleżankach ze sceny, zespołów, orkiestr, studiów nagraniowych. I z jednej strony świadom swoich walorów, ale nieustająco jednak je bagatelizujący,bo skromny, i wielokrotnie podkreślający zalety i umiejętności innych.
W tym ciągłym biegu i pośpiechu niestety nie znalazł chwili na zadbanie o własne zdrowie.
Książka składa się z dwóch wyraźnie odrębnych części. Pierwsza, reportażowo, biograficznie przedstawia nam życie Zbigniewa Wodeckiego, wielokrotnie przywołując słowa jego jak i innych osób, dawne wydarzenia, nowe ich komentarze.
Druga to wywiad rzeka z Nim. Dociekliwy, nie stroniący od trudnych pytań, z odpowiedzi na które Wodecki czasem się dowcipnie wymigiwał, inne ucinał, niektóre pięknie wywijał dygresjami.
Połączone dają szeroki, niejednoznaczny obraz jego osoby.
Przekrojowo, jako niesfornego dziecka z muzycznej rodziny, nieco szalonego nastolatka, wcześnie dojrzałego rodzinnie męża i ojca, a także przede wszystkim, niezwykle utalentowanego muzyka i zarazem człowieka pełnego zwykłych uczuć. Nieco rozdartego między być czy mieć, co w świecie muzyki wydaje się jeszcze trudniejsze.
I wiele pięknych zdjęć ilustruje obie te opowieści.
Za wcześnie Go zabrakło.
Tyle mógł jeszcze pięknie zagrać i wyśpiewać.
Znakomita lektura. A jeszcze jak się w jej trakcie posłucha pięknych piosenek… Łzy mi wielokrotnie utrudniały czytanie.
Gorąco polecam takie połączenie!
Tytuł: Wodecki. Tak mi wyszło
Autorzy: Kamil Bałuk, Wacław Krupiński
Wydawnictwo: Agora
Moja ocena: 10/10