Raczej nie uznaję się za zdeklarowaną fankę fantasy, czytuję ten gatunek rzadko, ale trafiają się historie, które mnie porywają (chociażby patrz poprzednia recenzja).
Bardzo lubię klimaty starosłowiańskie, prastare puszcze, bagna, groźnych bogów rozmaitych zjawisk.
A do tego jak jeszcze w takich klimatach, czytelnika za nos prowadzi wątek kryminalny… i niezwykle zakręcona fabuła!
Miodzio!
Katarzyna Puzyńska, dotychczas znana z serii powieści kryminalnych oraz reportaży o pracy różnych formacji Policji, tym razem zaskoczyła nas powieścią osadzoną w zupełnie innych realiach.
Wykreowała świat Królestwa, grodziska ukrytego w leśnych ostępach, jego mieszkańców, wierzeń, bogów, zwierząt i czarodziejskich stworów żyjących w puszczy, na bagnach czy w jeziorze. I wszystko to ze sobą współgra, a dzięki osadzonym gdzieś w pamięci nazwom czy nawiązaniom trafia do czytelnika.
Trochę jak Stara Baśń, trochę jak legendy o Piaście czy królu Popielu…
Oczekiwanie na uśmiercenie Marzanny czy Jare Święto, gdzieś w każdym z nas jest. Tradycje ludowe wypływające ze starosłowiańskich zwyczajów i obrzędów znane choć pobieżnie, choć tylko hasłowo, ale budzą taki baśniowy klimat, który tutaj stanowi zarówno znakomite tło jak i fantastyczną osnowę fabularną.
Tło dla czego?
Dla historii kryminalnej!
Mamy kradzież, tajemnicze śmierci, poszukiwanie sprawców i zleceniodawców. Śledztwo prowadzi grupa złożona ze starego kata, młodego karczmarza, oskarżonego o zabójstwo, i pięknej i sprytnej dziewczyny. Czas goni, potencjalna nagroda nęci, a przyzwoitym się jest, albo nie.
Bo niezależnie od czasów i miejsca, ludźmi zawsze kierują chciwość, zazdrość, żądza władzy.
Plastyczność opisów wciągnęła mnie w bagna i puszczę, śnieg i mróz powodowały nieustanne uczucie chłodu, lód ścinający jeziora trzeszczał i chrzęścił w moich uszach, płatki śniegu wirowały delikatnie pozwalając podziwiać swe niepowtarzalne wzory lub zacinały z wyjącym wiatrem w twarz. A w lesie czaiły się dzikie zwierzęta i niezwykłe stwory. Razem z mieszkańcami grodu czekałam na nadejście wiosny i obawiałam się groźnego boga wojny i wiosny Jarowita.
Dreszcz na plecach gwarantowany!
A do tego te imiona, nazwy, osadzenie w realnych miejscach, ale w baśniowym Królestwie.
Bardzo podoba mi się zastosowany przez Autorkę zabieg „pogłębiania” opowieści odesłaniami do dodatkowych historii. Czytelnik dążący do poznania rozwiązania może je omijać, ten rozkoszujący się klimatem opowieści, z radością się w nich zagłębi. A sama konstrukcja fabuły, zamknięcie historii, mnie osobiście zachwyciło. Odwieczny cykl przyrody regulujący zawsze i wszędzie życie ludzi, znalazł tu rewelacyjne odniesienie w fantazji i realności.
Katarzyna Puzyńska podkreślała, że od fascynacji fantasy zaczęła się jej przygoda z czytaniem. W swoich „lipowskich” kryminałach przemycała nam strzępki wiedzy o starosłowiańskich wierzeniach, rytuałach czy nazwy miejsc korzeniami osadzone w tamtych czasach. Ale to były drobiazgi, ozdobniki.
Tutaj Autorka daje upust swojej miłości do tych klimatów, podarowuje nam pełen, piękny, wielowymiarowy świat, ludzi, nieludzi, stworów i bogów. Imiona (trudne do zapamiętania), nazwy miejsc, zdarzeń, świąt czy miesięcy uzupełniają ten obraz, dopełniają. Jest wszystko.
I o ile zapewne nadal nie przekonam się do Tolkiena, to z przyjemnością sięgnę po fantasy w wydaniu innych autorów. A z pewnością będę oczekiwać kolejnych odsłon tego gatunku w wydaniu Katarzyny Puzyńskiej. Bo „Chąśba” była znakomitą rozrywką! I chcę takich więcej!
Tytuł: „Chąśba”
Autorka: Katarzyna Puzyńska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 9/10