„Panie czarowne” mnie porwały, wciągnęły, pochłonęły! Oraz wyrwały z butów! To czary!
Fantastyczna historia, pełna wiedźmiego uroku, ociekająca magią, siłą siostrzeństwa, walką zła i głupoty, maskowanej religijnym fanatyzmem, z mądrością i dobrocią „tych, które wiedzą”.
W pewnym dolnośląskim miasteczku życie toczy się swoim, nieco powolnym rytmem. Młodzi uciekają do większych miast, nieco starsi chcieliby przyciągnąć do niego turystów i ich pieniądze, aby nie dopuścić całkowitego upadku, a najstarsi z nostalgią wspominają urok „samowystarczalności” z PRL-u.
Miasto ma ciekawą historię sięgającą czasów polowań na czarownice, gdy wbrew ówczesnym metodom inkwizycji, schwytane tam osoby uznane za wiedźmy i czarowników powieszono, a nie spalono.
Wtedy padła na miasto klątwa.
Klątwa zapomnienia i nieodnalezienia.
I trwa.
Choć niedawno działy się tam niezwykle głośne wydarzenia, nie wiadomo czemu, umykają one pamięci, czy to społecznej, czy indywidualnej. Miasteczko nikomu się z niczym nie kojarzy. Nie zostaje w pamięci, nie daje zapamiętać nawet nazwy, lokalizacji, drogi do siebie. A przecież miały tam miejsce początek powodzi stulecia, prareferendum unijne i parę innych, niby pamiętanych, ale jakoś nie z nim kojarzonych zdarzeń. Nazwa przemyka przez wzrok, słuch, nigdzie się nie odkładając.
W tym mieście mieszkają one. Bunia, Lilka, Betka i Królewna. Cztery kobiety, niezwykle różne, a jednak nierozerwalnie związane. Kochają się jak siostry, i kłócą jak siostry. Ale przede wszystkim współpracują, dbają o siebie, i chronią swoje miasto. Pielęgnują kryjący je przed niepożądanymi oczami czar.
Ale czy to nadal jest klątwa, czy raczej zaklęcie ochronne?
Są organizacje, których kultywowanym starannie marzeniem jest odnaleźć „miasto kozła”, zniszczyć ochronne zaklęcie, pozbyć się wiedźm. Od wielu lat tropią, śledzą i szukają możliwości dokonania swego dzieła. Kim są? I dlaczego im na tym zależy?
I czy współczesne polowanie na czarownice ma szanse powodzenia?
Emocje jakich dostarczyła mi ta lektura jeszcze we mnie buzują. Napinane mięśnie nie mogą się rozluźnić. Wściekałam się, złościłam, wzruszałam i śmiałam. Wstrzymywałam oddech, zaciskałam zęby, nie byłam w stanie się odrywać. Nie rozumiałam, co się do mnie mówi. A nawet teraz buzujące myśli nie dają się sensownie zebrać i poukładać. Zapisuję wszystko aby nie zapomnieć, ale chyba ta recenzja będzie niosła więcej wykrzykników niż rzeczywistego opisu i sensu.
Jakub Ćwiek wykreował fantastyczny świat, osadzony we współczesnych realiach, postaci mimo nieuchronnej przecież nadnaturalności są wiarygodne, a miejsca i zdarzenia opisane tak, że czytelnik po prostu tam jest. Widzi świat oczami bohaterów, czuje ich emocje, ból, pożądanie czy rozpacz. Starcze zwątpienie Buni, zniecierpliwienie Betki, irytację Królewny czy energię Lilki, ale także zwierzęce oddanie Gniewka, nudną idealność Mirka. Potworną żądzę władzy Luberta.
Chcę wierzyć w wiedźmy! W ich tajemną moc, władzę wiedzy, siostrzaną solidarność! Chcę wierzyć, że za każdą skrzywdzoną Jagną staną Królewna i Lilka, pomogą jej dopełnić zemsty i sprawiedliwości.
Czytałam i słuchałam audiobooka na przemian, aby praktycznie nie odrywać się od książki, nie marnować ani chwili. Audiobook w interpretacji Pauliny Holtz i Filipa Kosiora to kolejne mistrzostwo związane z tą książką. Genialna treść odczytana boskimi głosami! Jestem zachwycona!
Absolutnie łapcie „Panie czarowne” i czytajcie! A jeszcze lepiej słuchajcie!
A! Najważniejsze!
Głuchołazy! Tak się nazywa miasto!
Chyba na moment klątwa puściła, przypomniałam sobie i moglam zapisać. Ale jestem pewna, że i tak ta nazwa nie zapisze się w Waszej pamięci!
W przeciwieństwie do „Pań Czarownych”, które na pewno zostaną z Wami, uprzednio podczas lektury dostarczając mnóstwa wrażeń i znakomitej rozrywki!
Lecę czytać inne książki Autora!
Muszę nadrobić WSZYSTKO!
Tytuł: „Panie czarowne”
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: SQN
Moja ocena: 10/10