Rzuciłam się na „Kółko się pani urwało” jak kot na tuńczyka. Wygłodzony kot na tłustego tuńczyka. Miałam kwiczeć, prychać, wyć, tracić dech i nabawiać się bólu mięśni brzucha. I?
Pani Zofia zostaje okradziona. Nieusatysfakcjonowana działaniami policji, sama podejmuje czynności. Znajduje zwłoki, niewątpliwie zamordowanego sąsiada.
Dodatkowo szybko okazuje się, że w tle czają się „czyściciele kamienic” i aferka reprywatyzacyjna.
I strasznie mi przykro, nic tu nie jest śmieszne. Niestety, tak bardzo nie znosiłam głównej bohaterki, że nic mnie nie śmieszyło. Ta baba jest po prostu tak głupia i wredna, że odebrała mi chyba możliwość bawienia się tą książką. Spodziewałam się skrzyżowania Mamusi i Lucyny, Jadzi i Teresy (vide książki Joanny Chmielewskiej) a dostałam nieprawdopodobną jędzę, której głupota przyprawia o wstrząs! (I to jest emerytowana nauczycielka?! matkobosko współczuję uczniom!)
Po okażdym odłożeniu książki bardzo trudno było mi do niej wracać. Nawet postaci policjantów i bandytów, o rozmaitych stopniach nieudolności nie śmieszyły. A mogłyby gdyby nie Zofia.
No niestety, autor nie jest Chmielewską w spodniach. A „humor” w „Kółko się pani urwało” koło humoru Chmielewskiej nawet nie leżał. I niestety, w moim odczuciu, nie zasługuje absolutnie na takie porównanie. Nie wiem kto je wymyślił. Chyba nie czytał JCh. Przykro mi, bo tęsknię za humorem w stylu królowej Joanny.
Czyli tak – promocja trafiona, bo mnóstwo ludzi kupiło książkę, ale oparta na całkowitej nieprawdzie, i podejrzewam, że „chmielewszczycy” czują się wpuszczeni w maliny oraz zrobieni w balona.
A ja mam wrażenie bycia dziwolągiem, cały świat się zachwyca niesamowitym humorem, opisuje jak to się śmiał do rozpuku. Robi świetne, wymyślne, zabawne zdjęcia. A ja nic. Buuu. Nuuudaaa.
Bardzo mi przykro, bo autor robił znakomite wrażenie w kontaktach z czytelnikami w mediach społecznościowych. Jest duuuuużo sympatyczniejszy niż jego bohaterka. Szkoda.
Tytuł: Kółko się pani urwało
Autor: Jacek Galiński
Wydawnictwo: WAB
Moja ocena: 3/10
Jest jedna powieść Chmielewskiej, która sprawiła, że na niej zakończyłam przygodę z autorką. To „(Nie)boszczyk mąż”. Właśnie przez niestrawną bohaterkę. Malwina (moja imienniczka, o zgrozo!) jest po prostu nieprawdopodobnie głupia. Do tego stopnia, że odechciewa się czytać i nic nie jest zabawne. Tak rzucam 🙂
Bo Chmielewska też się zepsuła pod koniec, niestety… Ja kocham jej stare książki…
Dołączam do was 😀 – książka jako taka nie jest zła (znam duuuużo gorsze), ale jest rozczarowniem ….
Ani to Chmielewska, ani komedia … ostatecznie zgodzę się na „czarną komedię”.
Inaczej niż wy patrzę na panią Zofię – jestem emerytką i bardzo ją rozumiem, bo moja emerytura jest z tych za dużych by umrzeć …I dziwię się, że autor, młody człowiek, tak dużo wie o ludziach mocno starszych..
Kolejną książkę przeczytam z ciekawości – ale tym razem bez nastawienia się na „umarcie ze śmiechu”.
?
Zgadzam się w 100% obok Chmielewskiej to nawet nie powinno stać. Zero spójności, książka żenująca o frustracjach typowej „autobusowej” emerytki
Dzięki! Ufff, nie jestem sama!
Bo już się czułam jak dziwoląg. Zalew pochlebnych opinii i ja, nabzdyczona negatywnie?
od początku to porównywanie się autora do Chmielewskiej bardzo bardzo mnie zraziło… Bo jednak Chmielewska to świętość! Debiutantowi, nawet najlepszemu, zdecydowanie takie coś nie wypada… Także już przed przeczytaniem książki jestem do niej dosyć bojowo nastrojowa, jeszcze ta przesadna promocja… no nie wiem, przeczytam to wtedy się dokładnie wypowiem 😉
Zawsze warto przeczytać, żeby wyrobić sobie własne zdanie.