Jakub Kania, były (kto czytał „444” pamięta, że to ten, o dziwo sympatyczny!) prokurator IPN, obecnie konsultant Jad Waszem, otrzymuje zlecenie odnalezienia grobów zamordowanych w czasie wojny Żydów, więźniów tajemniczego obozu na Górze Świętej Anny. Zlecenie jak dla niego, bo i historia, i śledztwo. Obóz był niewielki, bardzo tajemniczy i niewiele o nim można znaleźć w dostępnej dokumentacji. Cel zlecenia, jak najbardziej chlubny, żydowscy potomkowie chcą upamiętnić miejsce kaźni swoich pobratymców.
Ale jak się okazuje, nic nie jest jednowymiarowe w tej historii. Zleceniodawcy, wielu pośredników, współpracownicy a nawet konkurencyjni poszukiwacze. Każdy jej bohater ma swoje motywy. Mniej lub bardziej przyziemne bądź wzniosłe. Idee, nieakceptowalne ale wciąż żywe, prosta ludzka zemsta, skrucha i chęć zadośćuczynienia, ale i zwykła chciwość. Cały katalog uczuć napędzających postaci przewijające się przez strony tej książki nie pozwala się od niej oderwać. I tajemnice diamentów, amsterdamskich jubilerów, hitlerowskich zbrodniarzy.
Opowieść poprowadzona jest wielowątkowo, więc niby od razu poznajemy rozmaite zdarzenia z lat 20-tych i okresu wojny, które Jakub musi mozolnie odkryć i powiązać, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek sam wpadł na trop rozwiązania. Wątki się splatają, ślady rozbiegają, bohaterowie znikają i odnajdują. A Jakub śledzi. I czytelnik na bezdechu z nim.
Tym razem Kasia nie bardzo może pomóc, ponieważ odrobinę jest zajęta czym innym ?. Za to pojawia się ponownie i pomaga w trafieniu na kolejną nitkę śladu, mrukliwy, ale budzący sympatię bosman Kania, niesłychanie domyślny, sprytny i młody duchem. Pojawiają się także nowe postaci, które wzbudziły moją ogromną sympatię: Dawid, którego już raczej nie spotkamy (przynależy ściśle do tej historii) i Unra, który mam nadzieję, jeszcze będzie miał szanse wspierać Kubę w kolejnych książkach! No bo przecież będą chyba? Tyle tajemnic do odkrycia…
„Miejsce i imię” jest zupełnie inne niż „444”. Krótszy horyzont czasowy, zatem również mniej płaszczyzn akcji, brak mistycznego przekazu w tle, brak również fantastycznego wybiegu w przyszłość. Ale jest mnóstwo informacji, które mnie skłaniają do poszukiwania wiedzy powiązanej. Godzinę oglądałam rodzaje szlifów kamieni szlachetnych! Poza tym czytając mam ochotę pojechać i na wybrzeże, i w okolice Góry Św. Anny, i do Amsterdamu. Uwielbiam książki, które takie chęci wywołują!
Gorąco polecam!
Tytuł: „Miejsce i imię”
Autor: Maciej Siembieda
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data premiery: 14.03.2018
Moja ocena: 10/10
PS. Dziękuję autorowi, panu Maciejowi Siembiedzie oraz Wydawnictwu Wielka Litera za udostępnienie książki do recenzji. To była przyjemność!