Wróciłam wczoraj z Targów i chwilę zastanawiałam się co czytać. Wziąć coś z nowych łupów czy ciągnąć ledwo napoczętego Chmielarza (skąd inąd znakomicie się zapowiadającego).
Wzięłam do ręki „Toń”… i koniec! Przepadłam, wsiąkłam, zatonęłam!
Chociaż niewymownie denerwowało mnie imię Dżusi, to po chwili przestałam czuć podskórną nim irytację.
Historia namalowana w tej książce jest niewiarygodna. I taka ma być – w końcu to jednak fantasy. Ale to też odrobina grozy (a tam, taki tam dreszczyk czasami po plecach przeleciał), trochę kryminału (no przecież od realnego trupa się zaczyna), i poszukiwawczo-przygodowy Pan Samochodzik (no a czymże jest tajemniczy i nieokreślony marką pojazd ciotki Klary?) i wojenne losy skarbów muzealnych na Dolnym Śląsku, i odrobina romansu, i tajemnic rodzinnych… i cały ocean uczuć i ludzkich cech: strach, odpowiedzialność, miłość, zaufanie, ale i wstręt, chciwość, zadufanie w sobie. Więzi z wyboru, które czasem są mocniejsze niż te z krwi. Zerwane, odbudowane, inne zerwane i niewarte odbudowy.
Wiecie co jest jeszcze niewiarygodne? To, że tak wiele wydarzeń, tak różnorodnych i wyrazistych bohaterów, w tak wielu płaszczyznach, tak wciągająco i bogatym językiem opisane (i jeszcze ze swadą i dowcipem! To Kisiel przecież!) zajmuje ledwie 300 stron, jeden wieczór i kawałek poranka!
Myk, myk i po wszystkim!
Głodnam Kiśla!
Jeszcze! Jeszcze!
Tytuł: „Toń”
Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Moja ocena: 10/10