W pobliżu płatnej plaży, nad chełmżyńskim jeziorem, ktoś znajduje porzucony namiot ze śladami krwi wokół.
Komisarz Bernard Gross rozpoczyna śledztwo, bo mimo, że nie ma zwłok, według niego wszystko wskazuje na zabójstwo. Znaleziona obok zakrwawiona bielizna, sugeruje również brutalny gwałt. Ale nie ma ciała, nie ma zbrodni. Laboratorium się nie spieszy z badaniami śladów, w okolicy nikt nie zgłasza zaginięcia.
Dodatkowo Bernardowi komplikuje się w pracy, niechciany awans, nowi podwładni.
I jeszcze nierozwiązana stara sprawa zostawiona przez byłego szefa.
30 lat temu zaginęła kobieta z noworodkiem. Bez śladu. Bernard nie wie czy szukać trupa z bieżącej sprawy, czy szukać śladów zaginięcia sprzed lat. A może to się jakoś wiąże?
Prywatnie też komisarz nie ma lekko. Żona, syn, znajoma…
A wszystko się gmatwa i splata… Chwilami, i komisarz, i czytelnik, tracą nadzieję na rozwiązanie.
Początkowo nieco zniechęciły mnie do „Wady” zupełnie niepotrzebne opisy seksu. Jakby ktoś powiedział autorowi, że lepiej odbierane są książki z takimi wstawkami. Nie było tego w „Skazie”, i w „Wadzie” też potem zanikło. I całe szczęście, bo nic nie wnosiło do akcji, a odrzucało od czytania. A im dalej tym lepiej.
Akcja wciąga, tropy wyprowadzają w las. Trudno się oderwać.
No i rozwiązanie zaskakuje!
I mimo, że nie jestem w stanie, tak zwyczajnie po ludzku, polubić Bernarda, to bardzo podobają mi się jego chełmżyńskie śledztwa.
Czekam na kolejne!
Tytuł: Wada
Autor: Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Moja ocena: 9/10