Rodziny się nie wybiera i zarazem rodzina jest najważniejsza, to dwa hasła przewodnie „Włoskiej roboty” Marka Stelara.
A często w rodzinie mamy kogoś, kto jest chodzącą katastrofą. Przyciąga wypadki, przypadki i wszelkie pechy świata.
Zawsze gdzieś jest taki kuzyn, wujek, szwagier, ciotecznej siostry męża młodszy brat albo to samo tylko w wersji żeńskiej, który_a powoduje coroczny pożar choinki, siada na serniku, gubi klucz do domu, gdy całą rodzinę zachęci do świątecznego spaceru w trzaskającym mrozie, albo wykona jakikolwiek inny zaskakujący numer, i na lata pozostaje bohaterem rodzinnych wspomnień.
Misiek Wilkoński ma żonę i syna. Żona ma brata Zdzisława. Brat ma pecha. Jest pechem. Jest kumulacją niemożliwych wpadek, obsuw i kataklizmów.
Ów szwagier żyje sobie być może nieco bezrefleksyjnie, w swoim zarazem prostym, ale i radośnie nieogarnianym świecie. Wszystko go dziwi, ale on niespecjalnie oczekuje wyjaśnień. W sumie kocha swoich bliskich, jeść i spać.
Szwagier w radiowym konkursie wygrywa wyjazd na narty do Włoch dla rodziny. Więc zaprasza siostrę, jej męża i syna. Kto by odmówił takiego prezentu?
Mimo świadomości niebywałych zdolności Zdzicha, Wilkońscy decydują się na wspaniałą rodzinną wyprawę w Dolomity.
No i cóż tam się dzieje!
No jak to co? Wszystko, co może się zdarzyć, gdy w pobliżu jest Szwagier.
Bawiłam się przy lekturze „Włoskiej roboty” wybornie, zaśmiewałam i parskałam. Marek Stelar wcisnął w tydzień ferii tyle nieprawdopodobnych i prześmiesznych zdarzeń, że aż mi się chce na narty. O cholera, ja jak Szwagier nie umiem jeździć. No to bym się nauczyła. Albo nie.
Ale pojadłabym, popiła, pospała na leżaczku knajpy przy stoku…
Szkółka narciarska, przepiękne widoki, stoki z nieprawdopodobną ilością tras, fajny hotel, dobre włoskie jedzenie, kawa i … nagle San Remo! Oraz mafia.
Przecież Szwagier tam pojechał.
Poplątany kryminalny wątek wraz z genialnym zakończeniem to wisienka na tym włoskim torcie!
Ale oprócz znakomitej rozrywki jest w tej książce coś jeszcze. Niezwykle mądre przesłania, ukryte w zabawnych dialogach czy w śmiesznych gagach sytuacyjnych. Czas poświęcony bliskim to nigdy nie jest czas stracony, warto otworzyć się na ludzi wokół, a przede wszystkim zaakceptować inność. Ktoś, kto funkcjonuje inaczej niż my, nie robi tego nam na złość, po prostu taki jest. Akceptujmy to!
Polecam Wam gorąco tę niewymagającą, bardzo zabawną, ale i mądrą książkę i choć wiem, że „są pewne granice”, to ja chętnie spotkałabym jeszcze Miśka i jego Szwagra.
Tytuł: Włoska robota
Autor: Marek Stelar
Wydawnictwo: Filia
Moja ocena: 8/10