
„Biuro skradzionych wspomnień” to książka, którą powinien przeczytać każdy. Dla wszystkich historii, które w sobie gromadzi, i dla pamięci o wszystkich ludziach, których losy stały się skradzionymi wspomnieniami. I nie ma obaw, nie jest to kolejny okołoobozowy ckliwy wyciskacz łez, nie ma tu bzdurnych i nieprawdziwych historyjek, jakich ostatnio było wszędzie pełno. I nie ma obaw również z drugą stronę, mimo wzruszeń których dostarcza i dramatycznych czasem opisów wplecionych w treść, nie jest to traumatyczna powieść martyrologiczna. To przepiękna opowieść o pamięci, o jej wartości. W rozumieniu jednostkowym człowieka, ale i społecznym.
Niewielkie miasteczko w niemieckiej Hesji, Bad Arolsen, kiedyś prawdziwe księstwo nazistów, matecznik SS, obecnie to siedziba instytucji, która jest zbiorową pamięcią o tych, których nazizm chciał wymazać. To prawdziwe archiwum wielu narodów Europy. Przechowywane są w nim szczątki wspomnień, ślady istnień, nitki losów ludzi, którzy bez śladu zniknęli w czasie wojny z życia ich bliskich.
W Arolsen Archives znajdują się przedmioty znalezione przy ofiarach niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych, a pracownicy niczym wytrawni detektywi badając szczątkowe tropy starają się odnaleźć krewnych, potomków, bliskich, którym zwracając te drobiazgi, zwrócą pamięć o człowieku. Bo to nie tylko magazyn przedmiotów ale również archiwum wszelakich zachowanych i uratowanych akt, dokumentów, zdjęć i zeznań. Czasem nie ma materialnego przedmiotu, ale jest zapis na liście, wspomnienie, rysunek.
Książka opowiada fikcyjne historie, ale pracownicy Arolsen Archives poświadczali, że właśnie na podobne do nich trafiali w swojej pracy. I będą jeszcze trafiać, bo wciąż są przedmioty, które czekają na odnalezienie „swojej rodziny”.
Niesłychanie ciekawa jest również historia powstania i działania na przestrzeni lat samych archiwów. Jak przez wiele lat dostęp do nich był ograniczony. Jak niewiele brakowało aby zniknęły w ogóle. I jak obecnie funkcjonują. To niezwykle ważne – każdy, kto szuka śladów po zaginionym w czasie wojny członku rodziny – może się zwrócić do Arolsen Archives, a oni z pewnością odpowiedzą (https://arolsen-archives.org/pl/).
Bohaterką „Biura skradzionych wspomnień” jest Irene, Francuzka, zatrudniona przez lata w archiwach, a która trafiła tam zupełnym przypadkiem. Praca okazała się jej pasją, a łączenie przedmiotów, śladów i ludzi jej życiową misją.
Irene prowadzi jednocześnie dwie sprawy, poszukuje krewnych właścicielki małego medalionu oraz rodziny właściciela małej szmacianej lalki, smutnego pierrota. Na marginesie poznaje też historię swojej przyjaciółki i mentorki, która zatrudniła ją w archiwach.

Oczami i wrażliwością Irene czytelnik odbiera postępy w dochodzeniu, przystopowania i nagłe trafienia na nowy trop, listy, rozmowy, podróże. Poznaje historie zaginionych ale i to, co ukształtowało bohaterkę i jej życie.
To poszukiwanie wiedzie Irene przez lata, ale i w przestrzeni, bowiem jej „tropieni” i ich rodziny, to właśnie obywatele świata. Historia bowiem bez litości rozdzielała krewnych i bliskich nie tylko granicami ale także wrogimi sojuszami i wielkimi migracjami. Trzeba wiele wytrwałości by tę pamięć o zaginionych przywrócić tym, którzy jeszcze jej nie znają.
Powtarzam, „Biuro skradzionych wspomnień” to lektura obowiązkowa. To opowieść o pamięci i o tym jak jest ona ważna. Jak trzeba o nią dbać.
Znakomita książka!
Bardzo gorąco polecam!
Tytuł: Biuro skradzionych wspomnień
Autorka: Gaëlle Nohant
Tłumaczka: Joanna Prądzyńska
Wydawnictwo: Albatros
Moja ocena: 10/10
PS. Polecam filmik o Arolsen Archives na kanale smakksiazki na yt. Oraz historię mojego ulubionego pisarza Macieja Siembiedy z nimi związaną (na fb).