Pierwsze wrażenie – jakie to nierówne. Historyczna obyczajówka w wplecionymi mega długimi dokumentalistycznymi wtrętami albo dokument nie wiadomo czemu nafaszerowany wkładką obyczajową. I to tak jakby pisały dwie osoby. Inny język, styl, o gubieniu atmosfery nie wspominając.
Jeden akapit (umiejscowiony w czasie, z opisami wydarzeń, przemyśleniami bohaterki) o chlebodawcy wymagającym od służącej posług innych niż sprzątanie, gotowanie i opieka nad dziećmi, i dwie strony naukowych wiadomości o niedoli służących w XVI w. z punktu widzenia i wiedzy obecnej.
No niestety, nie jest to poziom Edwarda Rutherfurda, Kena Folletta, wspaniałej Elżbiety Cherezińskiej czy Sylwii Zientek gdzie warstwa wiedzowa wpleciona jest w akcję i opisy tak wspaniale, że nie razi i nie odstaje.
Tu zagłębiasz się w fabularną opowieść o Reginie i nagły naukowy wywód razi i drażni. Ale czytasz i wciąga Cię bogata wiedza, mnóstwo szczegółów i detali szesnastowiecznego życia, przestawiasz się na tryb historyczno – naukowy. I bęc, raptem wraca Regina i jej przyziemne fabularne troski… No, żesz!!! Jakby to były dwie książki, przeplecione bo się akurat dało dopasować tematycznie fragmenty.
Przy 7% poziom mojej złości osiągnął poziom płatków uszu.
Zostawiłam na trochę „Córki Wawelu”, przeczytałam kilka innych książek i w nadziei, że może przedtem mnie zdrażniło bo miałam gorszy dzień, sięgnęłam ponownie.
Akurat nowy rozdział. I czytam o roli kobiety w wychowywaniu dzieci i jej innych funkcjach w renesansowych rodzinach różnych warstw społecznych. Fajnie, ciekawie, dość naukowo. I nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki wyskakuje Dosia….
No nie wiem czy ja dam radę do końca.
Chwilami jakby lepiej, tam gdzie wyszczegółowione historyczne fakty (na przykład ubogie wyposażenie i inne działanie fińskiego dworu) dotyczą życia królewny Katarzyny, wtedy ich wplecenie ma jakiś sens, ale rozważania renesansowej filozofii o rodzinie, władzy królewskiej i funkcjonowaniu dworu jako kopca, udekorowane zdaniem, że wg Dosi rzeczywiście dwór królewski roi się jak kopiec. No nie. Po prostu nie.
Brnęłam dalej, bo jednak ciekawa byłam tych jagiellońskich królewien ale w pewnym momencie stwierdziłam, że czytam aby wreszcie mieć to z głowy.
Tę historię powinna opisać Elżbieta Cherezińska! Zdecydowanie!
A tak, to żegnam Jagiellonki przy 39%, szkoda bo to wspaniały materiał, widać głęboki research, tylko umiejętności snucia opowieści zbrakło.
Tyle książek, tak mało czasu….
Tytuł: Córki Wawelu
Autor: Anna Brzezińska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Moja ocena: 4/10
przymierzałam się do tej książki właśnie, no i jednak sobie ją daruję 😉 wezmę się za Filary Ziemi a Córkom Wawelu podziękuje.
Uwielbiam Twoje recenzje 🙂
A Filary Ziemi polecam, polecam! Świat bez końca również. A Słup ognia chyba zaraz kupię na pociechę po tych Córkach?
No właśnie mam 3 części 😀 miałam czytać ale o Ani Przybylskiej zaczęłam,może się wyrobię przed tym zanim Browna ebook będzie a jeszcze chcę Małych bogów… nosz tyle książek a tak krótki dzień 😉