Bardzo byłam ciekawa jak można dorobić szczęśliwe zakończenie do thrillera.
No proszę, można!
Małżeństwo na skraju rozstania, otrzymuje w prezencie voucher na urlop, do pensjonatu na odludziu. W odruchu próby ratowania związku dwoje pracoholików postanawia zostawić pracę, jechać, wypocząć i może odnaleźć to, co ich kiedyś połączyło.
I na początku jest słodko.
Ale krótko.
A potem bywa różnie!
I czytelnik gubi się w sympatiach, niechęciach, domysłach i… lękach!
Specjalistka od szczęśliwych zakończeń i specjalista od dreszczowców napisali opowieść w której obyczajowo-romansowe perypetie przeplecione są solidną dawką grozy.
Nie lubię horrorów, opowieści o duchach, topielcach, okultyźmie itp., romansowe obyczaje też nie są moim ulubionym gatunkiem, ale muszę przyznać, że nie mogłam się oderwać. A dreszczyk po plecach przelatywał!
Co prawda, w niektórych momentach może bywało zbyt dosłownie, i wtedy z lęku nici. Bo lęk wzbudza to co ukryte poza kręgiem światła latarki, to co podpowiada nam wyobraźnia, pobudzona mgłą, skrzypieniem gałęzi, chlupotem bagien i krzykiem nieznanego nocnego ptaka! A nie oślizgła ręka truposza?.
Wątek obyczajowy też niczego sobie, a słodkie zakończenie tym razem ma w sobie jednak łyżkę dziegciu. To dobrze, po tym wszystkim sama słodycz byłaby mdląca. Bardzo fajnie dwoje skrajnie różnych autorów splotło swoje gatunki, i efekt przekroczył moje oczekiwania.
Połknęłam w dwa dni.
Polecam!
Tytuł: Cymanowski Młyn
Autor: Magdalena Witkiewicz, Stefan Darda
Wydawnictwo: Filia
Moja ocena: 8/10
PS. A trailer do książki! Bombowy, kto nie widział – szuka natychmiast!
PS2. Mam wrażenie, że autorka gdzieś wskazywała lokalizację pierwowzoru Cyman (czy Cymanów?). Kto pamięta? Wskaże?