Uciążliwy dla rodziny starszy człowiek umiera w domu seniora. Był schorowany tak bardzo, że po latach opieki domowej, córka zmusiła się do zapewnienia mu pobytu w fachowym ośrodku. Jego śmierć nie budzi żadnych podejrzeń. Rodzina była biedna, na żaden spadek nikt tam nie mógł liczyć, wraz ze śmiercią męża i ojca wszystkim po prostu ulżyło.
Ale czy na pewno?
Bożena, lokalna dziennikarka, miotająca się we własnych rodzinnych problemach, próbująca po latach odbudować relacje z matką, po miesiącach rozłąki znaleźć wspólny język z nastoletnią córką, zrozumieć przyczyny rozpadu małżeństwa i jednocześnie utrzymać pozycję zawodową w pracy, zagłębia się w badanie wątków łączących się ze śmiercią starego Rybaka. W dzieciństwie znała tę rodzinę, mieszkali po sąsiedzku.
Policja, w osobie zaprzyjaźnionego aspiranta, odpycha podejrzenia Bożeny, opierając się na braku motywu, braku śladów. Aż do czasu, gdy okazuje się, że może jednak w podejrzeniach reporterki tkwi jakieś ziarenko prawdy.
Czytelnik otrzymuje w „Czcij ojca swego” obraz narastania wieloletniej przemocy domowej, tyrana wykorzystującego przewagę więzi rodzinnej, zwyczajnej siły i ekonomii.
Po latach tkwienia w chorej relacji, ofiary nie potrafią uciec z więzienia własnych głów. Oprawca we wspomnieniach jest przecież wspaniałym człowiekiem, a to co stało się później – wypierają.
Skrzywione osobowości, paskudne wzorce głęboko zakorzenione w głowach, komu się coś należy, a kto jest głupi i nieudaczny. Kto uciekł i opłacał swoje wyrzuty sumienia, kto wyrósł na przekonaniu, że mu się należy…
Przerażający jest ten obraz „dobrej rodziny, która trzyma się razem”. Rodziny, jakich wiele żyje obok nas. Bo przecież gdyby coś było nie tak, to ona by odeszła, a ona poprosiła o pomoc, on by coś zrobił, tamten by pomógł, inny by zareagował. Otóż nie, to wszystko się dzieje, a one nie proszą o pomoc, bo wstyd. My nie pytamy, bo nie chcemy się wtrącać.
Pod pretekstem kryminalnej zagadki Agnieszka Lis namalowała koszmarny obraz ślepoty nas wszystkich na dręczące społeczeństwo choroby. Alkohol, hazard, używki, przemoc nie biorą się znikąd. To próby ucieczki, przenoszące traumy jednych na następnych. Często tak zakorzenione i wręcz dziedziczone, że bez wtrącenia się kogoś z zewnątrz, tworzą pętle niemożliwe do przerwania.
Nie wnikamy, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszych sąsiadów, choć brak siniaków nie zawsze oznacza brak przemocy. A zwykłe ludzkie pytanie „czy wszystko u ciebie w porządku” zadane z prawdziwym zainteresowaniem i chęcią zrozumienia, może komuś uratować życie. Potencjalnej ofierze, potencjalnemu oprawcy, nawet jeśli na to nie zasługiwał, tym, których życie nie oszczędzało, tym, którzy przypadkiem znaleźli się obok.
Jak i poprzednim „Testamencie” akcja toczy się spokojnie, mimo śmierci w centrum wydarzeń, nie otrzymujemy drastycznych scen, krew się nie leje, a duch wspomnianej zresztą w treści Jane Marple krąży nad zagadką. Jak u Agathy Christie, to społeczne niedostosowania i ciche, rodzinne problemy prowadzą do zbrodni. I aby ją rozwikłać, należy zajrzeć w codzienne ludzkie emocje.
Ponownie w tle mamy Koszalin, jego charakterystyczne miejsca, jego historie powszechnie nieznane. Trzeba jechać, zobaczyć spornego jelenia w Mielnie, sprawdzić czy „Związkowiec” stoi czy już go rozebrano, poszukać śladów dawnych mieszkańców. Może gdzieś tam spotkamy Bożenę?
„Czcij ojca swego” to kryminał z rozbudowanym tłem społecznym. Wszyscy znamy te „brudy pierze się w domu”, „niechby pił, niechby bił, byle był” i „nie wtrącaj się w nie swoje sprawy”, „porządna rodzina, biednie ale czysto, do kościoła chodzili, dzień dobry mówili”, i nie zastanawiamy się do czego może prowadzić takie postrzeganie świata. Tu autorka pokazując te mechanizmy, wiedzie czytelnika na manowce zagadki. Sprawy niby nie ma, bo stary i chory ojciec umarł naturalnie, ale podskórnie podejrzewamy wszystkich po kolei o pomoc w tej śmierci, jednocześnie eliminując ich z grona podejrzanych. I tak na przemian.
Polecam.
Do przeczytania i przemyślenia.
Tytuł: Czcij ojca swego
Autorka: Agnieszka Lis
Wydawnictwo: Purple Book
Moja ocena: 8/10