Jedna klatka w bloku. Parada różnych ludzi. Bezdzietne małżeństwo, małżeństwo z córką nastolatką, małżeństwo z małym dzieckiem i teściową w gościach, samozwańcza, wszystkowiedząca „gospodyni” klatki, samotna matka z córeczką… jak to w polskich blokach.
I cóż to jest za parada denerwujących postaci. Ja wiem, że są przerysowane w celu wzbudzenia śmiechu. Ale to są jakieś potworne ludzkie karykatury. Walduś sknera (żona kogoś takiego z założenia nie jest normalna), Monika supermatka (bez odpowiedniego poradnika nie pamięta, żeby oddychać), Zuzanna superżona (życie dla sprzątania jest dla mnie symbolem totalnego ogłupienia), co to za wysyp sierotowatych kur domowych w jednym miejscu, i na okrasę Jakub oraz Kajetan, w walce o tytuł „mąż megapierdoła”. Przecież żadne z nich nie ma prawa występować w przyrodzie, bo otoczenie by ich zabiło i tę książkę pisałby Rogoziński.
Po prostu osobiście czuję się wytrącona z równowagi faktem, że muszę stwierdzić, że jedyni normalni w tym gronie, to ksiądz i wścibska staruszka.
Strasznie mnie zdenerwowały te skumulowane polskie przywary, na szczęście końcówka zauroczyła magią świąt, nieco ckliwą, przesadnie wyciskającą łzy, ale ratującą całą książkę. No i te kretynki się ma koniec nieco poogarniały.
Ale lektura tylko absolutnie z braku laku i na święta.
Tytuł: Cztery płatki śniegu
Autor: Joanna Szarańska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Moja ocena: 5/10
Ja nie dałam rady zbytni mnie wk… łapał
Spodziewałam się! ?
To nie czytam. Dzięki!
Superżona, megapierdoła ??