Ta książka jest jak śliczny bibelot, maleńki, symboliczny, delikatnie wykonany i potem opakowany w wiele kiczowatych pudełek, bibułek i wstążeczek. Sens fabuły jest tak głęboko ukryty w nudziarskim opakowaniu. Urok opisów nieszablonowych miejsc w Europie przyćmiony został szalenie detalicznymi opisami klubowych imprez i pijaństw. Wieliczka w dwóch akapitach, impreza z obsikującymi towarzystwo skinami dwie strony.
Dodatkowo dziennik dziadka stanowiący mentalny motor tej podróży nie jest wyeksponowany w sposób, który by to uzasadniał.
Dziwni są bohaterowie. Ja rozumiem, młodość, wielka miłość od pierwszego wejrzenia, motyle w brzuchu i wielka namiętność. Ale jednocześnie są dorosłymi ludźmi a zachowują się jak dzieci.
Ni to romans, ni to opowieść przygodowa, ni to historia o zmianie…
Nudnawa narracja, przegadane tło i przerysowane pojedyncze sytuacje i dialogi. Nierówno prowadzona opowieść, z opisów żywiołowych imprez przeskakująca do górnolotnych, wydumanych przemyśleń. Bardziej wzruszyła mnie śmierć Pana Barwinka, niż to, co zakładam, że miało w tej historii wzruszyć.
Po prostu mi się nie podobało. Szkoda. Bo sam pomysł wart ciekawej książki.