Close

„Kochałam księcia Józefa” – Hanna Muszyńska – Hoffmannowa

Na wyraźne zalecenie mojej ulubionej autorki uzupełniam niedobory wiedzy historycznej.

Bo wiecie, jak w rozmowie o jej ulubionej postaci historycznej ona wie kim była ciotka szwagierki byłej kochanki adiutanta męża ciotecznej siostry… i że była brzydka a jej syn umarł na syfilis…

A moja wiedza: był taki twór jak Księstwo Warszawskie, i był taki ktoś jak książę Józef Poniatowski. Egzystowali na świecie w zbliżonych ramach czasowych, a pewien francuski facecik z przerostem ego, coś tam najpierw zrobił, potem napsuł i tak po raz kolejny nas rozebrali.

Mało, no nie? (mat-fiz, matura ponad 30 lat temu – jako usprawiedliwienie – i całe życie jednak w cyferkach). Wstydzioch.

No to poczułam, że coś więcej muszę się dowiedzieć. Ale przecież nie z podręczników! Aż tak to nie.

Kiedyś już przeczytałam „Pod Blachą” Kraszewskiego, teraz sięgnęłam po „Kochałam Księcia Józefa” Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej. 

I bach! Przeniosłam się w czasie. Do świata arystokratycznych obowiązków i przywilejów, rytuałów, nakazów i zakazów hiszpańskiej etykiety obowiązującej na saskim dworze ale i polskich sarmackich zwyczajów. Zderzenie światów, król saski, będący księciem warszawskim, infantka polska wnuczka i prawnuczka Sasów i Sobieskich (o dzięki ci, współczesny świecie za drzewa genealogiczne w wikipedii!) a do tego książe Pepi, bratanek ostatniego króla i to Księstwo Warszawskie, trochę państwo a trochę nie wiadomo co. Sascy skąpi i zachłanni dworacy i polscy podupadli sarmaci, jedni honorowi i hojni, drudzy stojący w kolejkach po nadania, tytuły i urzędy. 

I ten król taki dobry. A ten książę taki piękny i mądry. A królewna? Zakochana! I chętna i do władania nową ojczyzną i wspierania z całych sił przyszłego (och! gdyby!) męża.

Początek wymaga dostrojenia się do języka. Archaizmy i francuszczyzny początkowo dziwią ale potem już tylko nadają klimat i nutę prawdziwości temu niby pamiętnikowi Marii Augusty Wettin. Czy ona tak kochała księcia? Być może. Czy książę, znany z popularności wśród dam, grawitował ku infantce? Pewnie nie.

Nie wiadomo, bo pamiętnikowe ujęcie to fikcja, ale szczegóły w tle, te plotki, te bale, te parady, suknie i zbrojenia, podróże, honorowe powitania i serdeczne stosunki między saskimi Wettinami a Napoleonem i wiernym mu Pepim to już fakty historyczne. I czyta się to świetnie! 

Prawdziwa urocza powieść historyczna, trochę romantyzmu Jane Austen, a trochę przygód Aleksandra Dumas. Nieco sukien i powozów, a nieco konnego pędu przez pół Europy z Paryża do Drezna… mnóstwo detali z życia dworskiego, przyjęć, etykiety i stosunków międzyludzkich w owych czasach. I w tym wszystkim zakochana królewna i padły na polu walki dzielny książę. Prawie bajka, tylko bez happy endu.

Bardzo dobrze się bawiłam, a i nieco wiedzy o ludziach i wydarzeniach liznęłam.

Polecam nie tylko fankom księcia Józefa!

A kolejne pozycje jak widać czekają!

PS. Wiecie co mnie przy tej lekturze zastanowiło? Cieniutka, niewielka książeczka, a czytam i czytam. Patrzę 258 stron. Czcionka mikro, interlinia nie istnieje, marginesy maleńkie. Gęsto od tekstu.

Aż porównałam z „Warszawianką” Idy Żmiejewskiej (wydanie II z 2024), na stronie znajdują się 32 wiersze, a w „Księciu Józefie” 42 wiersze. Gdyby tylko ilością wierszy to porównać to pamiętnik infantki  obecnie miałby minimum 350 stron.

Nie ma wersji elektronicznej, czyta się ciężko ten drobny maczek. Ale dałam radę! Czego się nie robi dla księcia! Tfu, dla Idy❤️

© 2025 Co Aśka przeczytała... | WordPress Theme: Annina Free by CrestaProject.