Witajcie w świecie krwawych intryg, zdradzieckich uczt, spisków i knowań. Gdzie świat realnych bohaterów nieustająco wspierany jest przez szeregi mitycznych postaci i zwierząt. Wierzący w bogów słyszą ich i widują, wierzący w diabły czują ich wsparcie, a wszyscy wiedzą, że walki lub sojusze panów mają miejsce również w świecie herbowych zwierząt.
Z lekcji szkolnej historii w głowie została mi czarna dziura polskiej państwowości między Bolesławem Krzywoustym a Władysławem Łokietkiem. Starannie zatarli się wszyscy synowie, ich dzielnice, następcy i pozostało tylko wrażenie średniowiecznego polskiego piekiełka na dużą skalę.
A już jak to się potem zebrało do, brzydko mówiąc „kupy”, za nic nie pamiętałam.
I tu dostałam fascynująco podane na (pięknie zdobionej) tacy.
Czy średniowieczni bohaterowie byli umysłowo i intelektualnie tacy jak my, tylko żyli w innych czasach, czy też byli tępymi osiłkami rozwiązującymi swe wszystkie konflikty doraźnym działaniem. Czy ich życie oparte było tylko na „bij, zarżnij” i jakoś to potem się układało tak czy inaczej? Czy też byli wśród nich niesłychanie przewidujący wizjonerzy, wielcy politycy układający swoje działania wybiegając strategiami na wiele lat i pokoleń wprzód?
U pani Cherezińskiej wszyscy bohaterowie to żywi ludzie, z charakterami, z uczuciami, traumami dzieciństwa i wzorcami, na których się opierali.
Pokochałam Bolesława, Księcia Starszej Polski i potem jego starannie wychowanego i przygotowanego następcę, Przemysła (no obaj pasują do prawego Neda). Nienawidziłam Askańskiej Mechtyldy (dla mnie jak nic Cercei), jednocześnie podziwiając jej urodę i intelekt, i otrząsając z wstrętu nad jej działaniami, żałowałam Lukardis, uroniłam łzę nad Rikissą…
Początkowo drażnił mnie Mściwój, z biegiem lat polubiłam grubego Księcia Pomorza (Robert Baratheon z charakteru). Koszmarny Vaclav II Przemyślida (jak nic Joffrey!). Potworna była Eufrozyna, ale szacunek dla jej przebiegłości i umiejętności radzenia sobie.
Wzbudzali uśmiech i sympatię Bolesław Wstydliwy i Kinga. Z dziwacznego wątku historii, autorka zrobiła bajkę, która (nawet we mnie niewierzącej) budzi sympatię a nie chęć wywracania oczami ze zdaniem „co za bzdury” w tyle głowy.
Wielki szacunek dla Jakuba Świnki, nie wiem na ile naprawdę był pracowitym i skromnym kantorem, ale tu jego postać budzi tylko podziw.
„Korona śniegu i krwi” rzeczywiście niczym nie ustępuje „Grze o tron”. Jest krwawo, zaskakująco, spiskowo, wielowątkowo. Bohaterowie mnożą się, ale czasem zanim człowiek zapamięta, kim jest dana postać, już po wszystkim. Trup. Są uczty, wystawne, szalone i niektóre bardzo źle się kończą. Są wielkie miłości, dzieci niekoniecznie swoich ojców, wielkie księżne jak dziwki i dziwki jak wielkie księżne.
Starodawne wierzenia, ich kolejne przejęcia i zawłaszczenia przez kolejnych bogów.
No i wojny, bitwy, oblężenia, szturmy i obrony, walki, napady pojedynki, na miecze, kopie, topory, maszyny oblężnicze, łuki i kusze….
A przede wszystkim to kawał historii podany w bardzo zjadliwym opakowaniu. Czyta się bardzo dobrze i zostaje w głowie, który Bolek był który i że, przed Łokietkiem ogromną pracę na rzecz scalenia Polski po Wielkim Rozbiciu wykonało kilku księciów…
Polecam! Krwawo i Gorąco!
Tytuł: Korona Śniegu i Krwi
Cykl: Odrodzone Królestwo t. I
Autor: Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Moja ocena: 8/10