Close

„Szafarz” – Grzegorz Brudnik

Kilka lat temu, trochę przypadkiem wpadłam na „Mayday”, które tak mi się spodobało, że na „Fracht” czekałam już z ogromną niecierpliwością. Nie zawiódł mnie, więc co jakiś czas marudziłam, że ja chcę jeszcze Alexa Galla. Ale nic z tego.

Grzegorz Brudnik chwilę milczał, a teraz wrócił. Bez Galla. W zupełnie innym stylu. Ale za to jak! Z przytupem!

Wstępne zapowiedzi „Szafarza” najpierw mnie niebotycznie ucieszyły, ale uchylane rąbki tajemnicy co do fabuły, miejsca akcji, czy wykorzystanych motywów, lekko studziły mój zapał. Śląsk – praktycznie nie znam. Jego ciemne strony – nawet chyba wolę nie znać. Kibole – a fuj!

A jednak co autor, to autor. Jak ktoś pisze tak, że przypada mi do gustu styl, tempo, język – to niech będzie i o śląskich kibolach. Zwłaszcza, że tu robią klimat, a nie rozróbę na stadionie. Złapałam „Szafarza”, wpadłam na ten Śląsk i przepadłam totalnie. Nie mogłam się oderwać!

Co robi robotę w tej powieści?
Tło, bohaterowie i zbrodnia.
Język, tempo, kreacja rzeczywistości. Motywy.

Wszechogarniający mroczny klimat, zaułki, w które nie chciałabym się zagłębić, zima, która tutaj wydaje się szaroczarna. I na ulicy, i na niebie. Blokowiska, familoki, brud, smród i wrogie spojrzenia. Kibole i ich kodeks, graficiarze i ich sztuka, policjanci i ich sprawa.

Główny bohater, którego z samego dna podnosi tylko to, że musi znaleźć człowieka, którego celem jest zbrodnia, a z której uczynił swego rodzaju tradycję.

Pozostali bohaterowie, którzy budzą cały wachlarz uczuć. Zaskakują zachowaniami i motywacjami, dla każdego z nich mającymi sens i budującymi realną postać. Lubisz albo nie znosisz, ale trudno być obojętnym.

I ta zbrodnia, po odkryciu celu i sensu której, stają pod znakiem zapytania wszelkie wcześniejsze domysły i tropy. Tego co tu się dzieje, łatwo nie odgadnie nikt.

Mimo zmęczonego bohatera, mimo tła swym mrokiem zatrzymującego każdy krok, mimo pozornego braku pędu samej akcji, czytelnik przy tej lekturze siedzi wbity w jedno miejsce, oczy nie nadążają gonić liter, w audiobooku Mariusz Bonaszewski czaruje głosem, aż zapomina się oddychać. Wszystko pędzi, wszystko powoli grzęźnie w błocie. Oddech stoi, za to tętno jak na siłowni.

Język żywy, dopasowany do scen i postaci tak znakomicie, że przecież jeśli są policjanci, kibole i lumpy, to musiało tam być gęsto od wulgaryzmów. Ale nie czułam ani kropki przesady lub przerysowania. Jeżeli są zbrodnie, patolog i sekcje to zapewne było krwawo i brutalnie. Być może, ale tak bardzo umicowane w scenie, że nie mam wrażenia, że taplałam się we krwi.

Byłam na Śląsku. Widziałam ofiary zbrodni. Obserwowałam niezwykłego śledczego. Było czarno, mrocznie i ponuro. Chcę jeszcze!

„Szafarz” to po prostu totalny SZTOS!

Dawno nie czytałam kryminału, w którym tak bardzo zagrało wszystko! I tak bardzo zaskoczył mnie finał.

Tytuł: Szafarz
Autor: Grzegorz Brudnik
Wydawnictwo: Filia
Moja ocena 10/10

PS. I wielkie ❤️❤️❤️ dla autora za Sierść! Chcę jeszcze!

PPS. Kiedy Gall?

Leave a Reply

Your email address will not be published.

© 2024 Co Aśka przeczytała... | WordPress Theme: Annina Free by CrestaProject.