Jak wyglądało powojenne życie przesiedleńców zza Buga na Ziemie Odzyskane? Czy podróż i osiedlenie „na nowym” była tak wesoła i łatwa jak znamy to z najpopularniejszej historii Kargula i Pawlaka z „Samych swoich”?
W kontynuacji sagi „Dwa miasta” pod tytułem „Wrocławskie tęsknoty” poznajemy dalsze losy lwowskiej rodziny Szubów. Wysiedleni, pozbawieni praktycznie wszystkiego, udają się na Śląsk. Czy tam będzie im lepiej? Łatwiej?
Już otwierająca historię podróż przesiedleńców wagonami towarowymi nie jest ani łatwa, ani lekka. Postoje i noclegi nadal obarczone są nieustannym lękiem i strachem, o życie i zdrowie najbliższych, o każdy element skromnego dobytku. A co czeka na nich we Wrocławiu? Czy ktoś chciałby zamieszkać w przerażająco zrównanym z ziemią mieście? W stosach gruzów?
Szubowie jednak podejmują wyzwanie od losu. Małymi krokami, powoli organizują mieszkanie, pracę, szkołę…
Wśród podobnych im pionierów wrocławskiego życia tęsknią za Lwowem, za jego przedwojenną sielskością, ale i powoli zapuszczają korzenie w nowym miejscu. Życie toczy się dalej. Nie oszczędza ich, nie rozpieszcza, ale po latach wojennych koszmarów wydaje się normalnieć.
Opowieść wciąga nas w meandry życia Julii i Pawła i ich córek, niezwykle odpowiedzialnej Adeli, złamanej wojennymi traumami Józi i pełnej nastoletniej werwy Petroneli. Pojawiają się i starzy znajomi, i nowi nieznajomi. Rodzinne szczęśliwe celebracje i smutne pożegnania. A w tle tych zdarzeń mikroskali, Wrocław też powoli wraca do życia, budują się nowe domy, otwierają nowe szanse… dla kresowiaków Wrocław zaczyna obrastać ich wspomnieniami, staje się częścią ich życia. Domem.
Tak jak i „Lwowska kołysanka”, tak i „Wrocławskie tęsknoty” ujęły mnie plastycznością opisów. Zarówno tych materialnych, miasta, gruzów, mieszkań czy przedmiotów, ale i uczuć i emocji. Tekst wchodzi do głowy, czytelnik widzi ten zrujnowany Wrocław, najpierw oddający resztki swojej ocalonej tkanki na odbudowę Warszawy czy budowę Nowej Huty, ale potem też powoli odbudowujący się, stający coraz lepszym domem dla tych nielicznych, którzy w nim zostali, i dla tych, którzy domu w nim szukali.
Tak samo czujemy początkową determinację i samodzielność Adeli, potem jej ślepe zauroczenie przyszłym mężem i postępujące uzależnienie i wycofanie w wieczny strach. Widzimy lęki i ograniczenia Józi, które powoli ustępują w przyjaznym otoczeniu, młodą żywotność sprytnej Neli, ale i schorowanie Julii i Pawła. Patrzymy na bohaterów nieco z boku, chwilami złoszcząc się na rosnącą bezradność Adeli, czy zbyt powolne wychodzenie ze skorupy Józi. Ale Szubowie są też w nas. Ich uczucia przeżywamy z całą mocą. Kolekcjonujemy z nimi te małe radości, radzimy sobie ze smutkami i dramatami.
Co jeszcze jest w tej historii pasjonujące? Studium zmian w osobowościach bohaterek i ich zmieniającego się odbioru otaczającego świata. Od niezwykłej samodzielności do ubezwłasnowolnienia „bo co ludzie powiedzą” i „nie dam rady”, od zamknięcia w skorupie strachu do powolnego stawania się ostoją spokoju dla innych, od brawurowej odwagi, do życia w stałym i panicznym lęku. Każda z tych postaw jest tu zobrazowana, od przyczyn, przemian, po skutki. Nigdy nie masz pewności, co się zdarzy, nie oceniaj innych, nie wiesz przez co przechodzą. Po prostu wspieraj i pomagaj.
Piękna historia!
I mam ogromną nadzieję na kontynuację!
Przecież ja muszę się dowiedzieć co z nimi dalej będzie! Jak sobie poradzą?
Tytuł: Wrocławskie tęsknoty
Cykl: Dwa miasta
Autorka: Monika Kowalska
Wydawnictwo: Książnica
Moja ocena: 9/10
Wydawnictwu Książnica bardzo dziękuję za egzemplarz recenzencki, niezwykle pochłonęła mnie ta opowieść.