Po świetnej „Skazie” i w niczym jej nieustępującej, „Wadzie” czekałam na „Zadrę”. Nie mogłam się doczekać spotkania z komisarzem Bernardem Grossem, jego współpracownikami i bliskimi. I mam! Powrót do Chełmży! Nareszcie!
Znalezione przypadkowo w lesie zwłoki okazują się być ciałem zaginionego niedawno czterdziestolatka.
Miał powody do pogłębiającej się depresji. Przed laty zaginęła jego siostra, z czym nie umiał się pogodzić, a ostatnio jeszcze stracił pracę.
Ale pewnego rodzaju „inscenizacja” tej śmierci budzi niepokój komisarza Grossa.
A im bardziej, razem ze wspierającymi go Skałką i Judycką, zagłębiają się w sprawy denata, tym dziwniejsze powiązania wychodzą na jaw. Nieodnalezieni świadkowie, niesprawdzone wątki, skryci śledczy.
I w Chełmży pada, wieje, leje, mży, zacina. Pogoda idealne dostosowuje się do ponurego śledztwa.
I do smutnego Bernarda. Bo prywatne tło życia komisarza jest smutne. I tak wielu smutnych ludzi spotyka.
Bardzo dobrze skonstruowana jest zagadka, zaskakujące jest jej rozwiązanie. Ale najważniejsze jest tu jej przedstawienie. Sprawa, śledztwo, świadkowie, motywy, opisane są w niezwykły sposób, bo dominującym uczuciem jest smutek, ale jednocześnie czytelnika ani na chwilę nie opuszcza napięcie. Nie ma pościgów, bijatyk, strzelanin – a kartki przekręcają się w niebywałym tempie, zdarzenia nie pozwalają się oderwać. I czy to Bernard skleja w skupieniu model, czy przesłuchuje świadka, to emocje płynące z tajemnicy do rozwikłania, są unurzana w melancholii i smutku.
Widziałam porównania do Wallandera, i zgadzam się z nimi. Zbudowanie napięcia tak, aby czytelnik nieustająco czuł pęd i pogoń, to umiejętność wielu „kryminalistów”, stopniowanie go w ciszy, półmroku, melancholii to prawdziwy majstersztyk!
Gorąco polecam „Zadrę”!
A że z zakończenia wnoszę, że spotkamy jeszcze smutnego policjanta z Chełmży, to już cieszę się na to spotkanie!
Tytuł: Zadra
Cykl: Bernard Gross
Autor: Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Moja ocena: 9/10